sweetthink
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 12:42 am

Nie musicie tego czytać, ale jak ktoś chce, to sprawi mi ogromną przyjemność Smile

Odcinek 1. - Początek Końca ("End Of The Beginning" - 30 Seconds To Mars)

Lipcowa noc w Mieście Aniołów. O czwartej nad ranem w domu McKeane'ów zadzwonił telefon. Jasmine spojrzała na zegarek z niedowierzaniem, odłożyła ołówek i stary notatnik oraz ruszyła w stronę korytarza, gdzie znajdował się ów dzwoniący przedmiot.

-Słucham? - głos nastolatki zdecydowanie zaprzeczał swoją "świeżością" obecnej porze dnia.
-Dziecko, ty nie śpisz? - zapytała dziewczyna po drugiej stronie słuchawki. To była znana ze swojego wyczucia czasu Estella, przyjaciółka Vicky.
-O to samo mogę ciebie zapytać, pani nadzwyczaj dojrzała. - powiedziała ironicznie Jase. - Obudzę Vick, ale nie ręczę za nią.


Najmłodsza panna McKeane otworzyła dzwi do pokoju siostry. Instyktownie ominęła wzmacniacz Marshalla, gitarę elektryczną oraz krzesło. Podeszła do łóżka siostry i sturchnęła ją dość mocno.
-Nawet nie pytam, kto to... Esti, przysięgam, że kiedyś... - wymamrotała Tori i zabrała Jase słuchawkę.
-Mycha, słuchaj, kocham cię jak siostrę, ale daj mi się kiedyś wyspać. Przecież jutro idę do Virgin Records, muszę jakoś wyglądać! - Vicktoria była mocno poirytowana.
- Wiem, wiem, ale przez te ciągłe kłótnie z rodzicami nie mogłam zasnąć i pomyślałam, że mogę ci się wyżalić...

Jasmine wróciła do pokoju. Usiadła na parapecie trzymając jej pluszowego pingwina. Nie mogła oderwać wzroku od zeszytu, w którym co noc zapisuje piosenki. "I don't want to steal your dreams, all I want is..." Nie umiała dokończyć słów, chociaż dokładnie wiedziała, co chce przekazać. To zdanie widnieje niedokończone od miesiąca. Od dnia, kiedy to Vicky dostała propozycję nagrania płyty dla Virgin Records, jednej z najbardziej znanych i cenionych wytwórni fonograficznych.
-Widzisz, Pete... Jestem okropna. Zamiast cieszyć się szczęsciem siostry, zastanawiam się, czy sama nie powinnam wyjść z moją muzyką przed szereg. - Jase zaczeła zwierzać się maskotce. - Chyba, skończę z muzyką i skupię się tylko na balecie...

O dziesiątej Shane wyszedł z sypialni. Jak każdego dnia, zaczął od rozmyślania o własnym mieszkaniu. Wkońcu miał już 24 lata. To wstyd mieszkać z rodzicami w tym wieku.
Chłopak wiedział, że to nie jest zwykły poranek. Tego dnia jego młodsza siostrzyczka miała podpisać jakiś papierek, który miał zmienić całe jej życie. Jego życie. Życie McKeane'ów.
Ubrał się i poszedł do kuchni, w której zastał wschodzącą gwiazdę rock'a, najwidoczniej cierpiącą na mdłości.
-Siora... Ogarnij się, bo w Virgin raczej nie tolerują puszczania pawia na kontrakt płytowy!
- Ja... nie umiem... Boję się. - powiedziała Tori przez łzy.
Shane zastanawiał się przez chwilę, czy to normalne, że zamiast cieszyć się z szansy na spełnienie marzeń, jego siostra spędziła następne pół godziny w toalecie.

Vicktoria czuła na sobie wzrok największych szych przemysłu muzycznego. Sama jednak patrzyła jak jej ojciec, pan mecenas, dokładnie czytał kontrakt,a zaraz potem podpisał go. Przekazał długopis pani dr McKeane. Ta zaś bez namysłu zatwierdziła "fanaberie dzisiejszej młodzieży", jak to zwykła mówić o karierze, która nie była ani lekarska ani prawnicza.
-Cóż... Pozostało mi tylko pogratulować tobie, Vick i kazać ci przyjść jutro do studia. - oznajmił szef wytwórni, który wydawał się miły, aczkolwiek wymagający. Vicktoria wiedziała, że przed nią długa droga...


Cóż... To tyle jak na pierwszy odcinek. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. To dopiero początek!
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 12:46 am

Odcinek 2. - Hello ("Hello" - Evanescence)

Luna zawsze śmiała się, że na drzwiach sypialni Vick powinna wisieć tabliczka z napisem "UWAGA! ZAGROŻENIE LAWINOWE 3.STOPNIA!". Vicktoria odpowiadała z oburzeniem, że jest to rodzaj artystycznego nieładu. Jednak nie wszyscy potrafili zrozumieć duszę świeżo upieczonej artystki...

-Rozumiem, że jak nagrasz już tą swoją płytę, to wynajmiesz kogoś do sprzątania w tej stajni Augiasza! - niezbyt miła pobódka w wersji dr McKeane, która zapewne miała dzisiaj wykonać szereg operacji plastycznych na zakompleksionych kobietach.

Vicktoria otworzyła oczy, a pierwszym, co zobaczyła, był widok spadającego ze ściany plakatu zespołu 30 Seconds To Mars. Dziewczyna podnisła się z łóżka, zignorowała leżący na ziemi kolejny plakat, który miał czelność ulec sile grawitacji i udała się do łazienki. Na korytarzu wpadła na siostrę.
- Do szkoły nie dziesz... Mamy wakacje. Więc gdzie cię niesie? - zapytała Tori.
- Niestety nie mam wakacji od treningów. Balet to ciężka praca i tak jak od pracy, nie ma wolnego od baletu. - oznajmiła Jasmine w dumą w głosie.
Vick tylko popatrzyła na młodą baletnicę i weszła do łazienki, aby doprowadzić się do jako takiego stanu używalności.
Gdy dziewczyna uznała, że wygląda znośnie, ubrała się i sprawdziła, gdzie jest Shane. Miał z nią iść do studia. Pierwszy dzień zawsze jest stresujący. W jego pokoju znalazła jedynie kartkę. "Widzimy się na miejscu. Big Brother." Zdziwiona poszła do pokoju po plecak i wyszła z domu. Liczyła, że w garażu znajdzie samochód brata, którym mogłaby pojechać do wytwórni, ale rozczarowała się. Ruszyła więc szybkim krokiem do Virgin Records...

Jasmine wolniej niż zwykle ubierała baletki. Przyglądała się swojej przyjaciólce, Lunie i zauważając jej wystające żebra zapytała:
- Luna... Czy ty kiedykolwiek jesz?
- Co? O co ci chodzi?! - dziewczyna spojrzała na Jase.
- No wiesz... Jedzenie. Zazwyczaj się je spożywa w celu... przeżycia. Niektórym sprawia to przyjemność, ale widzę, że dla ciebie to istna tortura.
- Przecież jem. Nie rozumiem, o co ci łazi. Wyglądam normalnie!
- Tak, tak, druga Mary Kate Olsen. - odpowiedziała i wyszła z przebieralni na salę ćwiczeń.

Vicktoria podążała niepewnie za jednym z "przydupasów" szefa Virgin. Chwilami modliła się, aby ów mężcyzna przestał gadać o zyskach, dochodach i przychodach firmy i zaprowadził ją do studia. Chciała już zacząć tworzyć i pokazać światu, co dzieje się w jej głowie.
- Okay... To może przedstawię ci twojego producenta... - wycedził przez zęby Sam, ów podwładny, za którym Vicka miała chodzić cały dzień. A wizja poznania producenta nie była dla Vicky zbyt optymistyczna. Producentów zawsze postrzegała jako osoby wywierające negatywny wpływ na twórczość. Każdego producenta uważała za mądralę, który na siłę próbuje zmienić to, co płynie z serca. Z niechęcią zgodziła się na spotkanie z "jej własnym mądralą". Sam otworzył drzwi do studia. Przy konsoli siedział dziwnie znajomy mężczyzna z czarnymi włosami...

Shane wiedział, że siostra go zabije. Był strasznie spóźniony, co rzadko mu się przytrafiało. Nawet nie sądził, że wizyta w biurze nieruchomości potrwa aż trzy godziny. Cieszył się jednak, że znalazł mieszkanie. Tak, jego własnie cztery kąty... Rozmyślając, jak oznajmi to rodzicom, pobiegł do nowego miejsca pracy jego siostry...

- Dobrze, dziewczęta. Wracajcie do domu. Aha, Jasmine, możesz chwilę poczekać? - zapytała Scarlett, jedna z licznych nauczycieli w renomowanej szkole baletowej.
- Tak?
- Jestem z ciebie bardzo zadowolona. Radzisz sobie o wiele lepiej niż inne dziewczyny. Myślałam... Czy może chciałabyś wyjechać do Nowego Jorku na stypednium?
Jasmine musiała usiąść i siedziała tak "z rozdziawioną gębą" przez dobre 3 minuty patrząc na Scarlett...

Vicktoria miała ochotę położyć się na ziemi i zacząć się turlać ze śmiechu. Zawsze tak reagowała na sytuacje, które odbiegały od jej najśmielszych oczekiwań.
- Aha... Dobry żart. Cholera jasna... Gdzie jest Shane, kiedy trzeba mnie powstrzymać od ucieczki?! - przeklinała w duchu na brata.
"Dziwnie znajomy mężczyzna" oderwał się od konsol i wyciągnął do Vicky dłoń.
- Hello, jestem Jared. - przedstawił się.
- Vicktoria... miło mi. - zarumieniła się. Miała ochotę wybiec ze studia i zacząć się śmiać w niebogłosy.
- Wszystko wskazuje na to, że będziemy współpracować. - Jared był bardzo miły jak na kogoś, kto jest znany na całym świecie i już dawno powinna mu uderzyć woda sodowa do głowy.
Na te słowa Vicka osunęła się na ziemię...

Oki, to tyle jak na drugi odcinek. Dzięki za wszystkie miłe komentarze! Z góry uprzedzam: z moim polskim coraz gorzej, więc wybaczcie wszystkie błedy! Zapewniam, że pomysłów mi nie brakuje...
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 12:53 am

Odcinek 3. - Naturalna Katastrofa ("Natural Disaster" - Alexz Johnson)

Są w życiu takie chwile, w których nie mamy pojęcia, co się z nami dzieje. Możemy mieć tylko nadzieję, że znajdujemy się w silnych ramionach bliskiej nam osoby.

Vicktoria obudziła się w ramionach brata, który powstrzymywał się od ataku śmiechu.
- Czego się łachasz, ciulu?! Zostawiłeś mnie na pastwę... - dziewczyna miała ochotę udusić Shane'a.
- ... Na pastwę? Kogo? Chodzi ci o Sam'a czy Jared'a? - chłopak nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. - Szczerze, to się nie zdziwię, jeśli Jared zrezygnuje ze współpracy z napaloną fanką, która mdleje na jego widok.
- Nie jestem napaloną fanką! Poprostu... zaskoczył mnie. Skąd miałam wiedzieć, że będzie moim producentem?! Shane nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Jared i Sam podeszli do nich.
- Dawno mówiłem szefowi, że należy coś zrobić z tą klimatyzacją w wytwórni. - tłumaczył się Sam.
- Mam nadzieję, że nasza nowa artystka czuje się lepiej i będziemy mogli zacząć działać... - powiedział Jared uśmiechając się do zakłopotanej Vicky.

Jasmine weszła do przebieralni i bez słowa zaczęła się przebierać. Luna wiedziała, o co chodzi.
- Więc już wiesz... Czemu się nie cieszysz?
- Cieszę się, nie widać? Tylko nie jestem przekonana, czy tego naprawdę chcę... - Jase oparła się o ścianę.
- Słuchaj, stypednium w Nowym Jorku to marzenie każdej baletnicy! I... nie pojechałabyś tam sama... - Luna uśmiechnęła się znacząco. - Scarlett rozmawiała już z moimi rodzicami. Ja jadę.
- Nie wiem... Muszę porozmawiać z moimi starymi. Teraz jak Vicka zaczęła nagrywanie płyty, martwią się tylko o jej przyszłość. - odpowiedziała Jase z żalem w głosie, po czym wróciła do przebierania się.

Łazienki w Virgin Records miały wiele zalet. Jedną z nich były wielki lustra, w których Vicky mogła się dokładnie obejrzeć przed rozpoczęciem pracy z panem Leto.
- Pewnie! Gorzej już być nie może! Jaka siara... - Tori nie mogła przeboleć swojej chwili słabości. Patrzyła w lustro i miała ochotę walić głową w ścianę. Wychodząc wpadła na Sam'a.
- Ogarnij się lepiej. Jared to nie byle kto i najwidoczniej dobrze o tym wiesz. Wiele osób oddałoby majątek za bycie jego podopiecznym. Weź się do pracy i pokaż, na co cię stać. Jare czeka w studiu.
Rzeczywiście, Jared siedział tam, gdzie zobaczyła go przed "wielką katastrofą". Pił kawę i wesoło rozmawiał z Shane'm.
- Ooo, widzę, że możemy się zabrać do pracy. - ucieszył się Leto.
- Okay, to ja przyjadę po ciebie wieczorem. - Shane przytulił siostrę i wyszedł.
Vicktoria usiadła obok Jared'a i powiedziała:
- Słuchaj... To co się stało... Sam rozumiesz. Stres. Dużo się ostatnio dzieje...
Jared nic nie powiedział. Uśmiechnął się i wskazał na kabinę dźwiękoszczelną.
- Teraz pójdziesz tam i pokażesz mi powód, dla którego zgodziłem się z tu pracować.
Tori zaśmiała się i weszła do kabiny.

Shane został sam w pustym domu. W jego pokoju było już kilka spakowanych toreb. Młody McKeane zorientował się, że jego iPod znowu zniknął.
- Ah ta Jasmine... - westchnął i poszedł do pokoju młodszej siostry. Na jej biurku panował chaos. Podczas dokładnego przeglądu zawartości biurka w poszukiwaniu odtwarzacza Shane strącił na podłogę zeszyt. Chłopak podniósł go przyglądając się jego zawartości. To, co przeczytał, kazało mu oprzeć się o coś i czytać dalej.
- Taa... Herbatki zrobić i lampkę przynieść? - do sypialni wparowała Jase zabierając bratu notatnik z rąk.
- Te piosenki... są naprawdę dobre. A nawet... świetne. Czemu nic o tym nie wiedziałem?
- Bo muzyka jest przeznaczeniem Vick, a nie moim. Nie mam zamiaru jej włazić w paradę.

Artystka i jej producent nie bardzo wiedzieli od czego zacząć.
- Dobrze, Vick. Przesłuchałem twoje demo. Powinniśmy zacząć pracę nad albumem od tej trzeciej piosenki. - zaproponował Jared. - Weź gitarę i zagraj ją jeszcze raz, a potem pomyślimy, co należałoby zmienić.
Vicktoria miała wrażenie, jakby Leto nie miał pojęcia o produkowaniu. Wzięła gitarę do ręki i zaczęła grać "Maybe I Just Give Up".

I don't wanna fight anymore
I think, it isn't worth fighting for
I know, you'll always be better than me
I gonna give up, I take with me my tears


Gdy skończyła, Jared wszedł do kabiny, wziął drugą gitarę i po chwili w kabinie rozbrzmiewała naprawdę piękna melodia. Tori wyszła Jared'owi na przeciw i również zaczęła grać. Gdy zaczęła śpiewać, Leto rozchmurzył się.

Dr McKeane wróciła po całym dniu ciężkiej pracy. Weszła do pokoju najmłodszej córki i zastała ją leżącą na łóżku.
- Kochanie... Scarlett dzwoniła do mnie. Jestem z ciebie taka dumna! - przytuliła Jasmine.
- To może powiesz mamie, że nie masz zamiaru nigdzie jechać? - wtrącił Shane.
- A ty już się pochwaliłeś, że się wyprowadzasz?
Pani McKeane spojrzała na syna pytająco.
- No... wiesz, mamo... Mam już 24 lata... Czas najwyższy, abym...- Shane zaczął się tłumaczyć.
- Nie tłumacz się, synku. Cieszę się, że dojrzałeś do takiej decyzji. Możesz liczyć na naszą pomoc. - powiedziała matka. - Chyba nadszedł czas, abyście wyfrunęli z rodzinnego gniazda.

Pierwsza piosenka była już gotowa. Vick i Jared siedzieli w studiu śmiejąc się i zajadąc chińszczyznę.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko nam pójdzie nagranie "Maybe I Just Give Up".
- No wiesz, jak piosenka jest dobra, artystka utalentowana i producent zaje***ty, to i praca szybko idzie! - pochwalił się Jared, po czym z ręki wypadły mu chińskie pałeczki. W tej samej chwili do studia wkroczył Shane.
- No... czas do domu. Jutro o dziewiątej w studiu? - zapytał Leto.
- Już nie mogę się doczekać. - powiedziała Tori i wyszła z bratem z wytwórni.

W drodze powrotnej Vicka nie mogła przestać się nachwalić, jaka to praca z Jared'em jest owocna.
- Czuję, że twoja pierwsza płyta będzie naprawdę dobra.
- Mam taką nadzieję... Muszę napisać parę nowych tekstów... Ale nie mam pojęcia, o czym?
- Wiem, kto ci może pomóc... - Shane nadal miał w głowie piosenki Jasmine i to, co powiedziała. Połączył ostatnie słowa siostry z jej niechęcią do wyjazdu na stypendium i aż sam się zdzwił, do jakiego wniosku go to doprowadziło...

Mam nadzieję, że wam się spodobał ten odcinek. Dzięki za tak liczne i miłe komentarze. Muszę się postarać, żeby nie zchrzanić tego, co jak twierdzicie "ciekawie zaczęłam". Do tego odcinka dodałam fragment mojej własnej piosenki. Jeszcze raz dzięki za wszystko!
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:02 am

Odcinek 4. - W Cieniu ("In The Shadow" - The Rasmus)

Vicktoria tułała się po sypialni z ołówkiem ręku. Chciała napisać coś nowego, żeby Jared nie znudził się materiałem z płyty demo. Nagle przypomniało jej się, co powiedział Shane.
- Kogo miałeś na myśli mówiąc 'wiem kto ci może pomóc'? - weszła do pokoju brata, który był w trakcie pakowania walizek.
- A co? Dopiero co zaczęłaś nagrywanie, a już pomysłów ci brakuje? - zakpił Shane.
- Oj, cicho, Stary Pryku! Gadaj, kto mi może pomóc?!
Shane i Vicka wtargnęli w pełnym tego słowa znaczeniu do pokoju Jasmine. Ta siedziała na łóżku i nie zdążyła zareagować na czyny starszego rodzeństwa. Pierworodny znalazł wiadomy zeszyt w stercie formularzy i ulotek dotyczących stypendium w N.Y.
- Czytaj i podziwiaj! - rzekł Shane w dumą w głosie, patrząc na oniemiałą Jase. Tori zaś otworzyła zeszyt na pierwszej lepszej piosence i tak samo jak jej brat, nie mogła na tej jednej poprzestać. Gdy po pół godzinie skończyła, usiadła przy siostrze i powiedziała:
- Czemu się nie pochwaliłaś, że piszesz?
- Nie chciałam, żebyś pomyślała, że połasiłam się na twój sukces. - odpowiedziała Mineline.
- Masz talent, siostrzyczko! To, że ja szybciej się dorobiłam szansy na wypłynięcie, nie zmieni tego, że ty też możesz tworzyć! Twoje piosenki są głębokie... Ambitne... Aż mi wstyd! - zaśmiała się Vicktoria i przytuliła siostrę.
- Gdybym szukając mojego iPod'a nie natrafił na ten notatnik, to w naszym domu zaczęłoby wkrótce śmierdzieć trupem zmarnowanego talentu.
- Jutro idziesz ze mną do wytwórni i przedstawimy te piosenki Jared'owi. - oznajmiła Vicky.
- Komu?! Jared'owi Leto?! - Jase wybałuszyła oczy.
- A no... Hehe... Zareagowałaś lepiej ode mnie... To mój producent. Dzisiaj się dowiedziałam.
- Ty pasztecie! Dopiero teraz mi to mówisz! - siostry zaczęły się okładać poduszkami.

Rano Vicka i Jase zabrały bratu samochód i udały się do wytwórni. Jasmine była tak zestresowana, że gitara prawie wypadła jej z ręki.
- Wyluzuj się, młoda. To nic wielkego. - uspokajała ją siostra. Razem weszły do studia.
- Hej Jared! Mam tu małe źródełko inspiracji, moja mała siostrzyczka, Jasmine.
- Witam. To cała wasza rodzina jest taka utalentowana? - Jared uśmiechnął się do najmłodszej McKeane.
- Właściwie to...
- Jase jest wschodzącą gwiazdą baletu. Wczoraj dostała propozycję stypendium w Nowym Jorku. - Vicky przerwała siostrze. - Oprócz tego pisze... Właśnie dlatego ją tu przyprowadziłam. Mamy kilka świetnych tekstów, które są warte uwagi.
- Super, nie ma jak to rodzinka. Zaraz do tego przejdziemy, ale niestety musimy iść do Sam'a. Chciał z nami zamienić parę zdań. To Jase... my zaraz wrócimy, a ty przygotuj się. Potem nam zagrasz parę twoich piosenek, okay? - Jared puścił oczko do Jasmine i zaraz potem wyszedł razem z Tori.

Sam czekał w gabinecie szefa, korzystając z jego kilkumiesięcznej nieobecności. Najwidoczniej pasowało mu, że mógł przejąć władzę na ten czas. Siedział w fotelu "delektując się" każdą chwilą panowania nad główną filią wytwórni.
- No jesteście wreszcie. - zniecierpliownym tonem przywitał Vick i Jared'a. - Mam wam kilka spraw
do przekazania. Tak... Ponieważ panna McKeane jest debiutantką i nikt jej jeszcze nie zna, ty, Jared zabierzesz ją dzisiaj na imprezę naszej wytwórni. Mała pozna kilka sław... Zaprezentuje się... Jasne?
- Impreza?! Dzisiaj? - zareagowali Vicka i Leto jednocześnie. - I dopiero teraz się dowiaduję? - zapytał Jared.
- Z tego co wiem, to szef już ci mówił, ale to chyba było po którymś z waszych koncertów, które koniecznie musieliście oblać. - zakomunikował Sam, a Jared nic nie odpowiedział. Wiedział, że Sam ma rację.
- Druga sprawa... Dzisiaj do wytwórni przyjeżdża Pete Wentz z Fall Out Boy. Podobno ma jakąś sprawę do ciebie, a ty odrazu go poznasz z Vick... To by było na tyle. Możecie wracać do pracy, ale wieczorem już wiecie, gdzie macie być.

Jasmine siedziała w studiu przygotowywując piosenkę. Grała jedną po kilka razy, aby wypaść naprawdę dobrze.

You broke those hearts so many times
I didn't feel a smell of life
Heartbreakers used to be so loved
But every heart I'm meeting feels so cold...


W trakcie piosenki do studia wszedł pewnien chłopak z czarną grzywką na czole.
- Aha, widzę, że Virgin Records zaopatrzyło się w nową, świetną artystkę. Pete Wentz. Miło mi. - przywitał się frontman zespołu Fall Out Boy.
- Nie wierzę... Znaczy. Cześć. Jasmine McKeane. - Jase odłożyła gitarę i podała chłopakowi dłoń.
- McKeane? Czyżby to było kolejne nazwisko warte zapamiętania?
- Tak, ale to ze względu na moją siostrę. To ona podpisała tu kontrakt. Ja tylko pomagam. - dziewczyna zarumieniła się.
- Rozumiem. Jeśli ona jest równie utalentowana jak ty, to ta wytwórnia wkrótce będzie tonąć w gotówce. Szukam Jared'a Leto...
W tym samym momencie Jared i Vicky weszli, przerywając rozmowę.
- Jared! Ty stary zboczeńcu! Tyle lat minęło! - Wentz rzucił się na szyję starszemu koledzę po fachu.
- Okay, okay, puść mnie! Pete, ty babo! Zaraz mnie udusisz! Co cię do nas sprowadza?
Pete usiadł obok Jase i zaczął swoją historię...

Shane czuł na sobie odpowiedzialność za właściwą decyzję młodszej siostry. Postanowił więc pójść do szkoły baletowej i porozmawiać ze Scarlett. Gdy dotarł na miejsce, poczekał, aż młodsza grupa przyszłych primabalerin wyszła radośnie z lekcji.
- Dzień dobry. Jestem... - zaczął nieśmiale Shane. Niespodziewał się, że Scarlett, o której tyle już słyszał, była mniej więcej w jego wieku, a w dodatku... całkiem w jego typie.
- Shane McKeane? Brat Jasmine? - dokończyła Scarlett.
- Dokładnie. Masz może chwilę? Chciałbym porozmawiać o Jase... Może...
- Kawa? Poczekaj na mnie na dole. - dziewczyna przejęła inicjatywę i zamknęła salę ćwieczeń.

Wentz opowiadał i opowiadał, jak to w całym łańcuchu różnych dziwnych wypadków stracił kilku artystów, którzy mieli uczestniczyć w warsztatach muzycznych dla ubogiej młodzieży. W jego głosie można było odczuć smutek i wielkie zaangażowanie. Jasmine niemal chłonęła całą sobą każde jego słowo i nie tylko dlatego, że był jej idolem, aż maskotkę nazwała jego imieniem!
- No i pomyślałem, że ty mi możesz pomóc. Zawsze się pchałeś do takich akcji. Co ty na to? - Pete zapytał Jared'a z nadzieją, że ten się zgodzi, a nawet doda coś od siebie. Nie rozczarował się.
- Jasne, bracie. Pewnie! Dzisiaj impreza w Virgin, będzie wielu artystów. Może uda nam się jeszcze kogoś przekonać... Vicky, to coś w sam raz dla ciebie! Pokażesz się młodzieży, czyli twoim potencjalnym fanom! - Leto jak zwykle "sypnął" pomysłami jak cukierkami na Halloween. W tym samym czasie Wentz zwrócił się do Jase.
- Liczę, że ciebie też tam spotkam...
- Tam, znaczy się...- dziewczyna nie była pewna, czy Pete'owi chodziło o dzisiejszy wieczór, czy o warsztaty.
- Na imprezie i na zajęciach. Odbędą się w Nowym Jorku. - poinformował, a Jasmine wróciła myślami do stypendium...

Shane i Scarlett zatrzymali się przy jednej z kafejek sieci Starbuck's. Usiedli w wygodnych fotelach i popijali pyszną Frappucino Carmel. Rozmawiali już dobrą chwilę, ale ich rozmowa nie dotyczyła wcale przyszłości najmłodszej z McKeane'ów.
- Ja to sie stało, że zaczęłaś tańczyć? - z "niewyjaśnionych" przyczyn Shane chciał wiedzieć wszystko o nauczycielce siostry. Uważnie słuchał, co mówiła.
- Wszystko zaczęło się kiedy miałam pięć lat i mama zabrała mnie na "Dziadka do Orzechów"...

Tak jak było ustalone, Jasmine zagrała Jared'owi i siostrze kilka piosenek, które miały zostać wykonane przez Tori. Jedyne, czego nikt nie miał w planie, to obecność Wentz'a, który uważnie przysłuchiwał się każdej nucie.
- Ja już muszę zmykać na trening. Dzięki i mam nadzieję, że na coś się przydałam. - Jasmine pożegnała się z siostrą oraz jej producentem i wyszła ze studia. Po chwili zorientowała się, że Pete za nią wybiegł.
- Może cię podwiozę? Porozmawialibyśmy jeszcze o tych warsztatach... - zapytał nieśmiało chłopak.
- To tylko dwie ulice stąd... Porozmawiamy wieczorem. - powiedziała Jase i odeszła z rumieńcem na twarzy...

Dziewczyna wcale nie miała dzisiaj treningu. Wiedziała, że to jedyna wymówka, aby wyrwać się w wytwórni i odwiedzić Lunę. Musiała jej opowiedzieć całą historię. Sama nie wierzyła, w to, co się stało. Czuła się jak bohaterka jednej z fan fiction. Jasmine weszła na trzecie piętro i zadzwoniła do drzwi. Po chwili ujrzała w nich Lue.
- Siema. Właź! Właśnie skończyłem robić tiramisu. - pochwalił się młody mistrz kuchni, brat bliźniaczy Luny.
- No to nie opowiadaj, tylko dawaj mi to tu! Znając życie jest rewelacyjne. Gdzie jest Luna?
- Zaraz wróci ze schroniska. - w tym samym momencie drzwi od mieszkania się otworzyły i weszła panna Soledat.
- Lue! Znowu włączyłeś światło za dnia! Sam sobie wdychaj to CO2! - Luna zaczęła się wydzierać na brata, a ten ubrudził jej nos serem mascarpone.
- Masz gościa, eko - freak'u.
Jasmine i Luna zostawiły kucharza w tam gdzie jego miejsce, czyli w kuchni, a same poszły do pokoju Luny, gdzie Jase zaczęła snuć swoją opowieść.

Vicktoria stanęła przed szafą i przez dziesięć minut zadawała sobie jedno zasadnicze pytanie.
- W co ja mam się ubrać?!
Wiedziała, że to bardzo ważna impreza. Miała poznać całą śmietankę przemysłu muzycznego. W desperacji wyciągneła z szafy wszystkie ubrania i położyła je na łóżko. Po stu przymiarkach i przebierankach zdecydowała się na białą, koronkową bluzkę, czarne spodnie i czarną kamizelkę.
Kilka minut później do domu wparowała Jase.
- Siostra... Jak masz iść ze mną, to już się ubieraj! - rozkazała Vicky. - Swoją drogą to jakbyś nie przyszła, to pewnie Pete przyjechałby po ciebie... - powiedziała i sturchnęła siostrę znacząco. Ta zaśmiała się i podążyła do sypialni w celu ubrania się lepiej niż zwykle.

Minęła godzina. Dwie siostry McKeane wyglądały oszałamiająco. Vicktoria we wcieleniu agentki 007 i Jase, ubrana jak gwiazda punk rocka, jednocześnie bardzo dziewczęca. Tak ubrane ruszyły do drzwi, w których wpadły na brata i... Scarlett.
- Czy ja o czymś nie wiem? Dodatkowy trening w domu?
- Nie, poprostu ja i Scarlett... Znaczy Scarlett chciała porozmawiać z rodzicami o twoim stypendium. - wydukał Shane, jakby bał się przyznać, że umawia się z nauczycielką siostry. - Powinnaś być przy tej rozmowie.
- Too bad, bo właśnie wychodzę.

Na jedną noc Virgin Records zamieniło się w luksusowy klub pełen mniej lub bardziej znanych gwiazdek i gwiazdeczek. Vicktoria mijała kolejne z nich tylko gapiąc się jak dziecko na zabawkę. Minęło kilka minut, a Jasmine zniknęła jej z pola widzenia.
- Jesteś! Chodź, muszę ci kogoś przedstawić! - Jared odnalazł Tori i pociągnął ją za sobą. Dziewczyna nie wiedziała, czego może się spodziewać. Modliła się tylko, żeby nie zemdlała, tak jak przy ostatnim bliskim spotkaniu ze znanym artystą.
- Gee, oto moja podopieczna. Vicktoria McKeane.
- Hej, Gerard jestem. - uśmiechnął się szeroko.
- Vicky, miło mi.
- Gerard wpadł tu z zespołem na kilka dni. Właśnie ich przekonałem, aby przyłączyli się do projektu Pete'a. Apropos, idę poszukać tego małego zboczeńca. - Leto odszedł z drinkiem w ręku pozostawiając Way'a i McKeane samych sobie.
- Jak tam pierwsze dni pracy z Jare'em? Ciężko pewnie, co?
- Nie jest aż tak źle... To dopiero drugi dzień naszej współpracy.
- Czyli jesteś całkiem świeża na tych śmieciach? - zapytał Gerard dosyć zdziwiony.
- Można tak powiedzieć...
Po kilku drinkach ich rozmowa nabrała tępa. Zaczęli żartować, opowiadać sobie różne anegdoty.
Wesołą pogawędkę przerwał im Leto.
- Siedzicie razem dopiero pół godziny, a już zdążyłeś spić moją artystkę!
- Hej! Nie jestem pijana i nie mam pięciu lat!
- Za to twoja siostra ma piętnaście i Pete pewnie już dawno się do niej dobrał! - na te słowa Vicktoria jakby otrzeźwiała.

Rzeczywiście, Jase i Pete siedzieli razem w jednym z sektorów dla vip'ów. Jednak między nimi był przynajmniej metr odległości.
- Myślę, że jesteś o niebo lepsza od twojej siostry. Myślałaś już o karierze piosenkarki?
- Nie, raczej nie. Muzyka to zawsze była działka Vicky. Ja od zawsze tańczyłam i to miałam robić. Zaproponowano mi stypendium z Nowym Jorku...
- W Nowym Jorku? Mogłabyś wtedy uczestniczyć w warsztatach!
- Tak... Mogłabym, ale nie wiem, czy naprawdę tego chcę.
- Jak nie tego, to czego byś chciała? Może... nagrałabyś płytę w mojej wytwórni? - zaproponował Pete. Jasmine nie zaprzeczyła odrazu, ale poczuła się jak zdrajczyni w stosunku do Vicktorii...

Czwarty odcinek mamy już za sobą. Kilka nowych postaci, kilka nowych wątków. Myślę, że wam się spodoba. W tym odcinku również dodałam fragment mojej piosenki. Dzięki za komentarze i mam nadzieję, że was nie rozczarowałam. Buziaki dla moich czytelników:*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:14 am

Odcinek 5. - Zabierz Mnie Stąd ("Take Me Away" - Avril Lavigne)

Vicky doskonale zrozumiała, co Jared powiedział. Niestety nie była zdolna kazać sobie iść szukać siostry. Gerard domyślił się, że to z winy jego drinków Vicky nie mogła się ruszyć z miejsca. Nie wahając się ani chwili odszedł od baru i chwytając Tori za rękę powiedział do Jared'a:
- To my pójdziemy ich poszukać. Należy zapobiegać ciąży poniżej osiemnastego roku życia!

- Nie, nie mogę... To nie jest dobry pomysł. Nie powinieneś był mnie o to pytać.
- Czego się boisz?! Że będziesz lepsza od siostry? - Pete nie rozumiał decyzji Jasmine. Nie był przyzwyczajony od odmowy, zwłaszcza w sprawie kontraktu w jego wytwórni. Jego zdzwienie przerwał Way.
- Tu jesteście, dzieci! Pete, znowu podrywasz małolaty? - zaśmiał się Gee. Jase spojrzała na siostrę, która najwidoczniej chciała jej coś powiedzieć. Zamiast tego pobiegła w stronę damskiej toalety.
- Będzie lepiej, jak już pójdę. - Jasmine pożegnała się z Wentz'em i nawet nie zorientowała się, że właśnie poznała wokalistę My Chemical Romance.

Vicktoria zdążyła wytrzeźwieć, zanim Jared się zorientował, że rzeczywiście była pijana. Dziewczyna odnalazła Gerard'a przy barze i dosiadła się do niego.
- Dzięki za pomoc w ratowaniu siostrzyczki. - pochyliła się w stronę Way'a i dała mu buziaka w policzek.
- Nie ma sprawy. Przez tą drobną interwencję zapomniałem ci powiedzieć, że słyszałem twoje demo i wasze pierwsze dzieło... Znaczy twoje i Jared'a. Masz świetny głos. A piosenka napewno będzie wielkim hitem!
- Ojej... nie wiem co powiedzieć. Z twoich ust to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Może to zabrzmi zbyt śmiało... Wkońcu poznaliśmy się dzisiaj. Chciałbyś może wystąpić gościnnie na mojej płycie? Znaczy...
- Chcesz nagrać duet?
- Dokładnie. Zrozumiem, jeśli odmówisz...
- Odmówić? Daj spokój! Wchodzę w to! Dla mnie to coś całkiem nowego! Może być ciekawie!

Jasmine wróciła do domu w naprawdę kiepskim nastroju. Spodziewała się, że będzie jeszcze gorzej. W salonie znalazła jej rodziców rozmawiających ze Scarlett i Shane'm.
- Kochanie, chodź tutaj, Musimy wszystko omówić...
- Co tu omawiać? Oczywiście, że jadę! - oznajmiła Jase i poszła do sypialni. Pięć minut potem do pokoju wszedł Shane.
- Skąd taka nagła zmiana zdania? Jeszcze wczoraj nie chciałaś słyszeć o wyjeździe. Coś się stało?
Jasmine usiadła na łóżku obok brata i opowiedziała mu o propozycji Pete'a.
- Dlatego, żeby unikąć konfliktu z Vicky, będzie lepiej, jeśli wyjadę i zajmę się czymś innym.
- Rozumiem... A Vick już wie?
- Nie, nie wie i ma się nie dowiedzieć, jasne?!

Na drugi dzień Vicka pojawiła się w studiu już o ósmej rano. Gerard przyjechał do Los Angeles tylko na kilka dni, więc mieli mało czasu na nagranie duetu. Gdy dotarła do wytwórni, Gerard i Jared już pracowali nad podkładem muzycznym.
- Ooo, skoro już jesteś, to właźcie do kabiny i zaczynajcie śpiewać. Nie mamy czasu do stracenia. - powiedział Leto i usiadł przy konsoli.
- Tak odrazu? Daj nam chwilę! Muszę zobaczyć tekst i pogadać z Vick, zanim zaczniemy nagrywać! - oburzył się Gee. Jared zaś wzruszył ramionami i odpowiedział:
- Dobra... daję wam godzinę czasu. W takim razie ja stąd spadam. Shannon i reszta tych małych zboczeńców są w mieście. Widzimy się za godzinę.
Jared wyszedł ze studia, a Gerard i Vicka zostali sami. McKeane wyjęła z plecaka tekst piosenki i pokazała go Way'owi.
- "Favourite Sin"? Ciekawy tytuł... Chyba jesteś bardziej niegrzeczna, niż myślałem. - Gee skomentował tytuł piosenki śmiejąc się.
- Kto tu jest niegrzeczny? Nie o tym myślałam, pisząc ten utwór! - zarzuciła mu Tori i udała wielce urażoną. - Piosenka jest o miłości do kogoś, kto jest już zajęty. Bez żadnych podtekstów!

Jared zatrzymał się przed hotelem Hilton, gdzie miała zamieszkać reszta jego zespołu. Wjechał windą na czwarte piętro i z impetem wszedł do pokoju numer 406. Na łóżku siedział jego brat Shannon, w samych bokserkach, na których znajdowały się wizerunki króliczków. Tomo siedział na fotelu i czytał książkę, a Tim krzątał się po pokoju w poszukiwaniu jego Blackberry. Jared usiadł obok starszego Leto i klepnął go w tyłek.
- Nie dotykaj moich króliczków, szmato! - obruszył się Shannon i rzucił w brata poduszką. - Jak tam ci idzie to produkowanie?
- Nie jest źle. To dopiero kilka dni... Jeszcze dużo pracy przed nami.
- Nami... A kto wchodzi w skład tych "nas"? - zapytał ciekawski Tomo.
- No ja i Vicktoria. - Jared wiedział, co teraz nastąpi, jednak nie był w stanie uniknąć głupich uwag swoich przyjaciół.
- Vicktoria... Ładne imię. Czyżby nasz Jared już dokonał dzieła? - zażartował Tim.
- Nie wiem, o czym mówicie. Ona jest za młoda. Ma dopiero siedemnaście lat! Jeszcze by mnie do więzienia wsadzili...
- Ha! A jednak wiesz, o czym mówimy. Ty się wiekiem nie wykręcaj, bo panna Ashley Olsen nie była wiele starsza!
- Tomo, będziesz mi ją wypominać do końca życia, tylko dlatego, że sam miałeś na nią ochotę? Mogłeś brać się za jej siostrę. Wychodzi na to samo.
- Żeby mi się połamała w rękach? Nie dzięki, nie przepadam za szkieletami!
Tak minęła godzina na wypominaniu Jared'owi jego miłosnych podbojów. Leto, chociaż dobrze się bawił z resztą Marsów, musiał wracać do studia.

W studiu zastał Vickę i Gerard'a w środku zabawy z afrykańskimi bębnami. Gdy zobaczyli, że producent już wrócił, zabrali się do nagrywania.

Not only controling people is making me crazy
But what is much worse is loving you, baby
And it's my favourite sin
Forbidden love tastes better, so much better
But we can't be together...


Vicky i Gerard nie tylko świetnie się bawili, nagrywając piosenkę, ale również świetnie się rozumieli, a ich głosy doskonale się uzupełniały. Gdy partie wokalne były już gotowe, Gee i Tori poszli do bufetu na lunch. W tym samym czasie Jared pracował nad efektami. Jego pracę przerwał Pete.
- Widzę, że jesteś bardzo zajęty.
- Kiedy ja pracuję nad płytą Vicktorii, ty pracujesz nad... jej siostrą, czyż nie?
- Jared, Jared... Dobry materiał przewinął się przez Virgin, a ty go przegapiłeś. Ja mam zamiar go przechwycić.
- O czym ty mówisz?
- Zaproponowałem Jasmine kontrakt w mojej wytwórni, ale ona woli się zmarnować u boku siostry, która niczego nie osiągnie. Nawet z twoją pomocą. Będzie szkoda patrzeć jak Vicktoria sprowadzi wytwórnię na dno, a ciebie razem z nią.
Jared nie wytrzymał. Podszedł do Wentza i popchnął go na ścianę.
- Jeszcze jedno słowo, a staniesz się nieodłączną częścią podłogi, jasne?! Vicktoria osiągnie więcej niż cały ten twój zespól przez te kilka lat!
Jare i Pete zaczęli się szarpać, gdy do studia wpadli Vicka i Gee. Way odrazu rzucił się, aby rozdzielić Leto i Wentza, który miał już podbite oko.
- Co się z wami dzieje, pe**ły?! Nudzi wam się?!
- No powiedz, Pete! Powiedz jej to, co mnie przed chwilą! - wykrzyczał Jared, który zadusiłby Wentz'a, gdyby Gerard go nie trzymał.
- Że co?! Że to jej siostra powinna nagrać płytę i ja jej to umożliwiłem?!
- Co proszę?! - zdziwiła się Vicktoria.
- To co słyszałaś! Zapronowałem Jasmine nagranie płyty w mojej wytwórni! - oznajmił Pete i był bardzo z siebie zadowolny.
Vicktoria spojrzała bezradnie na Gerard'a, a on na nią. Nie wiedział, czy ma trzymać dalej Jared'a, czy pozwolić, aby ten powrócił do dawnych zamiarów ("Puść mnie, zaraz wyrwę temu skur****owi jaja i wsadzę mu je do nosa!"). Vicka zabrała plecak, gitarę i wybiegła z wywtórni.

Piąty odcinek dobiegł końca. Trochę namieszałam xD Po niektórych komentarzach stwierdziłam, że wielu z was próbuje przewidzieć ciąg dalszy. Otóż spodziewałam się tego i żeby nie być przewidywalną, wymyśliłam wiele ciekawych wątków. Ot tak, dla urozmaicenia. Aby się nie pogubić w moich niecnych planach, rozpisałam sobie plan trzech kolejnych odcinków. Również w tej notce kawałek piosenki mojego autorstwa. I nie miejcie mi za złe, że zrobiłam z Pete'a takiego wrednego #$%*!?^&., oki? Dzięki za wszystko i buziaki dla was!


Ostatnio zmieniony przez PatsyGirl dnia Sob Maj 17, 2008 3:10 am, w całości zmieniany 1 raz
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:23 am

Odcinek 6. - Długa Droga Do Ruiny ("Long Road To Ruin" - Foo Fighters)

Jedni mówią, że to najstarszy ma najgorzej - wkońcu to na nim rodzice uczą się metod wychowawczych. Inni powiadają, że to najmłodszy ma przesrane - wieczna ofiara nadopiekuńczości ze strony rodziców i rodzeństwa. Prawda jest taka, iż do "średnie" dziecko od urodzenia stoi na przegranej pozycji. Zawsze w cieniu najstarszego i najmłodszego członka rodziny... Vicktoria nie była pewna, czy to właśnie brak uwagi ze strony rodziców popchnął ją w stronę muzyki. Nie była też pewna, czy to zazdrość o szybki sukces siostry przywiódł ją do domu w ciągu niecałych dziesięciu minut, czy to poprostu ukryta chęć posiadania czegoś własnego....

W domu McKeane'ów nikt już nie liczył spakowanych walizek. Jedne należały do Shane'a, który w tajemnicy przed siostrą znowu poszedł się spotkać ze Scarlett. Dwie torby były własnością Jasmine, która przygotowywała się do wyjazdu. Właśnie pakowała pluszowego Pete'a, kiedy do sypialni wpadła Tori.
- Ty w ogóle miałaś zamiar mi powiedzieć, że nagrywasz płytę dla Decaydance Records?!
- O czym ty mówisz?!
- Nie udawaj, że nie wiesz! Pete zaproponował ci kontrakt płytowy!
- Owszem, ale nikt nie powiedział, że się zgodziłam!
- Skoro się nie zgodziłaś, to czemu nic mi nie powiedziałaś?!
- Nie chciałam, żebyś mi miała za złe, że dostałam kontrakt szybciej niż ty! - Jasmine nie chciała tego powiedzieć, nawet jeśli właśnie to pomyślała.
- G***o byś dostała, gdybyś nie pojechała ze mną do wywórni! I do twojej wiadomości... Twój nowy chłopak pobił się moim producentem. - powiedziała Vicky i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Jeszcze godzinę po wyjciu Pete'a ze studia Jared nie mógł się uspokoić. Nie mógł też usiąść, gdyż jak to on pięknie ujął "ten mały gnojek mu 'sprzętu' pozazdrościł." Gerard zaś przejął kontorolę na konsolą i zmiksował resztę "Ulubionego Grzechu". Dręczyła go jedna myśl... Gdzie się podziała Tori? Jego przemyślenia przerwała piosenka "Whole Lotta Love" zespołu Led Zeppelin. To była BlackBerry zwijającego się zbólu na krześle Jared'a.
- Tak?
- Jare, dzięki Bogu! Tu Patrick. - tak, istotnie był to Patrick Stump, wokalista Fall Out Boy. - Był już Pete u ciebie? Znowu przesadził z tymi nowymi antydepresantami i nie zachowywał się dzisiaj normalnie. - tłumaczył chłopak, a w tle można było usłyszeć głos Andy'ego Hurley'a (perkusisty), który mówił "Czy on kiedykolwiek zachowywał się normalnie?!"
- To by tłumaczyło, dlaczego się do mnie dobierał. A nie... To ja się na niego rzuciłem... - przypomniał sobie Leto. Przypomniał sobie też, że rzeczywiście, Pete zmagał się z depresją i zdarzało mu się przedawkować leki.

Baletnice zawsze były kojarzone z wrażliwością i delikatnością. To, co Jasmine miała ochotę zrobić Wentz'owi, było dalekie od atrybutów primabaleriny. Wkurzona jak nigdy dotąd pojechała szukać Pete'a. Nie zajęło jej to wiele czasu, gdyż ten zdążył się jej pochwalić, gdzie się zatrzymał. Jase niczym rakieta przemierzyła czwarte piętro hotelu Hilton. Już była blisko pokoju 410, gdy na drodzę stanął jej pewien dobrze zbudowany mężczyzna.
- Gdzie się tak śpieszysz, mała? - zapytał ów nieznajomy.
- Shannon? Shannon Leto?
- Tak, to chyba ja...
- O ludzie... Dwóch braci Leto wciągu jednego tygodnia to dla mnie za dużo...
- Miałaś już przyjemność spotkać mojego brata?
- Długa historia... Mam wrażenie, że jeszcze się zobaczymy. - nie czekała na odpowiedź Shannon'a. Bez pukania weszła do pokoju 410.
- Co ty za szopkę odp*******, co?! Mówiłam, że nie chcę kontraktu! Co ty sobie w ogóle myślisz?! I do tego pobiłeś się z Jared'em! O co ci chodzi?! Nie rozumiesz, że nie, to nie?!
Pete wstał z łóżka i podszedł do Jase.
- Nie, nie rozumiem. - powiedział i pocałował dziewczynę. Ta próbowała się wyrwać, jednak po trzech sekundach zrozumiała, że Pete jej nie wypuści, a ona wcale nie chciała nigdzie iść...

Vicktoria wróciła do wytwórni. Jared był już zdolny do normalnego poruszania się, a Gerard bawił się w wirtuoza akordeonu, co przyprawiało Leto o ból głowy. Przez godzinę Tori próbowała nagrać kolejną piosenkę, jednak jej myśli powracały do kłótni z siostrą. Gee wyczuł jej kiepski nastrój i szepnął do producenta:
- W takim humorze to ona ci nagra marsz pogrzebowy. Zrobimy sobie przerwę. Wrócimy za dwie godziny.
Leto tylko spojrzał na kolegę i pomachał mu na pożegnanie.

Vicka i Gerard siedzieli w milczeniu przez około dziesięć minut. Niezręczną ciszę przerwał Way.
- Wyżal się. Będzie ci lepiej.
- Nie chcę, żebyś myślał, że jestem zazdrosna. Poprostu... Długo pracowałam na ten kontrakt, a Jasmine on spadł z nieba bez większego wysiłku...

Po imprezie w Virgin pozostała tylko schnąca podłoga. Estella wbiegła do wytwórni ostro spóźniona na spotkanie z przyjaciółką. W tym pośpiechu poślizgnęła się na posadzce. Przed upadkiem uchorniły ją czyjeś silne ramiona.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. To było takie typowe dla mnie.
- Nie musisz dziękować. Jestem Jared. - ów "zbawiciel" Esti pomógł jej powrócić do pozycji stojącej.
- Wiem, kim jesteś. Jesteś producentem mojej psiapsióły! - oznajmiła Stella poprawiając swoje loki.
- To ty jesteś przyjaciółką Vicky, tak?
- Dokładnie. Umówiłam się z nią tutaj.
- To muszę cię rozczarować, bo Vicka zrobiła sobie przerwę i poszła z Gerard'em na kawę. Powinni zaraz wrócić. Jak chcesz, to poczekaj na nią w studiu. Pokażę ci, nad czym obecnie pracujemy. - zaproponował Leto, a Estella poszła za nim do studia...

Gerard słuchał uważnie historii i żalów Vicktorii.
- Z tego nagrywania dzisiaj już chyba nic nie wyjdzie. Zrób sobie wolne. - zadecydował i wyjął telefon komórkowy. - Jared, staruchu! Porywam twoją artystkę do końca dnia. Nie czekaj już na nas w wytwórni.
Jared nie zdążył nawrzeszczeć na Way'a, gdyż ten się rozłączył. Widząc, że Estella spogląda na zegarek powiedział:
- Właśnie Gerard dzwonił. Chyba nie wrócą już dzisiaj do studia...
- To trudno. Dzięki, że pozwoliłeś mi tu przeczekać. To ja pójdę udusić naszą gwiazdkę rock'a.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał Jare. Esti tylko się uśmiechnęła i kiwnęła głową.

Wybiła 23. W pobliżu domu McKeane'ów rozległ się głośny śmiech. Zza rogu wyszli Vicka i Gee.
- Dzięki, Gee. Było mi to potrzebne. Dobrze mieć kogoś takiego jak ty w chwilach kryzysu. - Tori dała chłopakowi buziaka w policzek. Chciała już wejść do domu, gdy ten ją zatrzymał. Przyciągnał do siebie i pocałował w usta. Tori odwzajemniła nieświadomie pocałunek, a potem patrzyła się na Gerard'a przez minutę. Gdy już zebrała się, żeby coś powiedzieć, Gee zakrył jej usta palcem.
- Nic nie mów. Nie teraz.
Tak jak prosił, nic nie powiedziała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zmieszana, aczkolwiek szczęśliwa opuściła Gerard'a i otworzyła drzwi do domu. Odwróciła się jeszcze na chwilę, aby się upewnić, czy on rzeczywiście stoi przed jej domem. Stał tam. Vicktoria posłała mu ostatnie spojrzenie dzisiejszego wieczoru. Zaraz potem pobiegła do pokoju czując dziwny przypływ inspiracji...

Koniec odcinka 6... Mam nadzieję, że was nie rozczarowałam. Znowu namieszałam, ale wyjaśniłam też pewne niejasności, tak jak dziwne zachowanie Pete'a. Jak niektórzy fani FOB wiedzą, Pete naprawdę zmaga się z depresją. Zapraszam do komentowania! :* Aha, jeszcze jeden szczegół: VIP Story składa się głównie ze znanych osób. W komentarzach możecie pisać, kogo chcielibyście "zobaczyć" w moim opowiadaniu.
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:34 am

Odcinek 7. - Nie Opuszczaj Domu ("Don't Leave Home" - Dido)

Jared siedział na pustyni z gitarą i kawałkiem kartki. Nie zastanawiał się nad swoim położeniem. Spoglądał na zapisaną do połowy kartę papieru, gdy nagle ktoś go walnął w głowę.
- Blokada... Znam to... W ten sposób pozostawiłem po sobie wiele niedokończonych piosenek.
Jared obrócił się i ujrzał ostatnią osobę, którą by się spodziewał zobaczyć.... przynajmniej w tym życiu... albo raczej 'za życia'. Obok bruneta siedział po turecku Kurt Cobain. Zabrał mu kartkę z ręki i powiedział:
- Oj Jared... Nie zmuszaj się do pisania. Nie masz pomysłu - nie ruszaj kartki. - skomentował blondyn, lider legendarnego zespołu Nirvana.
- Skąd wiesz, że nie mam pomysłu? Jesteś martwy!
- Hallo! To, że nie żyję nie znaczy, że nie wiem co się dzieję. A wiem, że w twoim życiu się nic nie dzieję i to ci przeszkadza. Dlatego nie masz pomysłu na piosenkę. Twoje życie straciło dawne tempo, Marsik! - powiedział Kurt, trzepnął Jared'a w głowę i podarł kartkę. Nim Jared zorientował się, co Cobain zrobił, pustynia zniknęła. Zniknął też Kurt. Za to nad Jared'em stał Shannon i zbierał puste puszki po piwie.
- Śmierdzielu, wstawaj! Znowu przesadziłeś z piwem. Już od godziny powinieneś być w Virgin.
Młodszy Leto pobiegł do łazienki, prawie zabijając się o leżące na ziemi pamiętne bokserki w króliczki. Nie minęło dziesięć minut, a spóźniony producent opuścił pokój hotelowy.

Vicktoria czekała od dziewiątej rano w studiu. Nie była zła na Jared'a, że spóźniał się. Miała czas na przemyślenie wydarzeń ostatniego wieczoru. Musiała sobie poukładać wszystko, zanim wzięła się do pracy nad piosenką, która powstała w zupełnym chaosie emocjonalnym. Na wspomnienie pocałunku z Gerard'em Vicky przeszył przyjemny dreszcz. Nie było dane jej jednak cieszyć się dłużej tym przyjemnym uczuciem, gdyż do studia wszedł Jared.
- Wybacz, Vicky. Zaspałem. - powiedział Leto, najwyraźniej zawstydzony zaistniałą sytuacją. Zajął miejsce przy konsoli, a Tori udała się na drugą stronę szyby dźwiękoszczelnej.
- Dzisiaj zabierzemy się za "Transparent Tears"? - zapytał brunet i jednocześnie szukał odpowiedniej płyty z podkładem muzycznym.
- Nie... Mam coś całkiem nowego...

"Jeszcze tylko kosmetyczka i będę spakowana..." - pomyślała Jasmine i próbowała zamknąć walizkę. Od odlotu dzieliło ją tylko dziewięć godzin. Za tydzień miała rozpocząć naukę w szkole baletowej ze światową renomą. Do tego czasu miała się zaklimatyzować u rodziny Luny i Lue. Cieszyła się, że nie będzie całkiem sama w Nowym Jorku. Że Luna będzie z nią. Dzwonek do drzwi kazał jej przerwać pakowanie. Pod drzwiami stał Pete.
- Przeszkadzam? - zapytał chłopak i objął Jase w pasie.
- Trochę... Właśnie kończę się pakować.
- Więc jednak jedziesz?
- To życiowa szansa. Nie mogłabym jej zmarnować.
- W takim razie zobaczymy się w Nowym Jorku. - odparł Wentz i pocałował Jasmine, tak jak poprzedniego dnia. Jednak tym razem nie był pod wpływem leków antydepresyjnych. Tym razem Jase nie myślała nawet o uwalnianiu się z jego objęć. Wiedzieli, że nie chcą być nigdzie indziej i z nikim innym.

Jared szukał w pamięci jakiegokolwiek powodu, którym mógł sobie wytłumaczyć jednocześnie roztargnięcie, zamyślenie i tajemnicze uśmieszki jego podopiecznej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że przeszkadzało mu to w wykonywaniu jego obowiązków. Nie wiedział też, skąd wzięła się nowa piosenka, która nie była dziełem Jasmine i nie została napisana w dalekiej przeszłości. Upewniał go w tym charakter pisma i wczorajsza data, widniejąca w prawym górnym rogu kartki. Vicktoria nie zastanawiała się nad słowami piosenki. Wszystko płynęło z serca.

When there's so many closed doors
You give me keys to open
And it feels like I am yours
Don't let my heart be broken...


Tori już chciała śpiewać drugą zwrotkę, gdy w studiu pojawił się Gerard. Way stał nieśmiało w kącie, a w prawej ręcę trzymał bukiet polnych kwiatów. Na widok Gee, Jared podniósł swoje cztery litery (kształtne, nie powiem xD). "No to masz parę zakochanych dzieciaków i pracuj z nimi, Jare" - pomyślał w duchu Leto i zaraz potem powiedział do Gerard'a:
- A ty co tutaj robisz z tymi chwastami?
- Przyszedłem do mojej dziewczyny, a co?!
- To przez ciebie nie można się z nią dzisiaj normalnie porozumieć? Wiedziałem... Tak się kończy praca z nastolatkami... Pierwsze większe emocje, a oni zamiast je mądrze wykorzystać przy tworzeniu, nie mogą się skupić i cała praca 'idzie się czochrać do lasu'!
- Nie rozumiem, o co tak płaczesz. Znajdź sobie jakąś kobietę i też się zakochaj. - Gee chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie Vicky opuściła kabinę dźwiękoszczelną i rzuciła mu się w ramiona. Producent postawnowił zostawić zakochanych w spokoju i udać się na lunch.

Jared szedł ulicą szczęśliwy, że jeszcze nikt nie próbował go klepnąć po tyłku, proponować ślubu czy wyśmiewać jego pomalowanych paznokci. W spokoju poszedł do chińskiej restauracji i usiadł przy stoliku przy oknie. Delektując się ryżem z warzywami i sosem słodko - kwaśnym rozmyślał nad swoimi ostatnimi wyczynami. W głowie ciągle rozbrzmiewały słowa Gerard'a oraz słowa Kurt'a, chociaż nieżywego.
"Od dawna nie napisałem żadnej piosenki... Odrzuciłem wszystkie propozycje filmowe... Zespół powoli odchodzi w zapomnienie... Do tego mam 36 lat i nie mam żadnej kobiety... Kurt miał rację. W moim życiu nic się nie dzieje.."

W studiu Tori i Gee zapomnieli o pracy. Gerard siedział na fotelu, a Vicka siedziała na jego kolanach.
- Vick... Rozmawiałaś już z siostrą?
- Z Jase? Nie, jeszcze nie...
- A kiedy masz zamiar to zrobić?
- Dzisiaj. Zanim wyjedzie do Nowego Jorku...
Siedzieli tak jeszcze chwilę wtuleni w siebie, lecz potem do studia wpadł Jared.
- Bierzemy się do pracy! - powiedział zadowolony z siebie. W kącikach ust miał kilka ziarenek ryżu. - Nie płacą mi za pochłanianie ton chińszczyzny, do tego za pieniądze wytwórni.
Vicktoria westchnęła głośno, pocałowała ukochanego w czubek nosa, kopnęła producenta w zadek i wróciła do kabiny. Gee usiadł obok Leto i z pokorą w głosie powiedział:
- Jare... Wybacz za to, co powiedziałem...
- Cóż, miałeś rację. Obecnie z nikim nie jestem... Za to ty jesteś z moją artystką i spróbuj tego nie zchrzanić, rozumiesz? Bo pewnego dnia obudzisz się z majtkami mojego brata na głowie, przysięgam!

Praca nad piosenką zajęła im jeszcze kilka godzin. Krótko przed siódmą wieczorem Vicky i Gee opuścili Virgin i pojechali do domu McKeane'ów. W drzwiach stały walizki Jasmine. Sama Jase siedziała w pokoju i kończyła pracę nad kolejną piosenką.

Running through this hell
I try to find myself
If I asked you, what you see, when you look at me
I want to hear you say, that you stop to breathe
Tell me I'm insane or tell me who I should be?!


Vicky zostawiła Gerard'a w salonie i bezszelestnie weszła do pokoju siostry.
- Jase... Nie... Nie wiem, co ci powiedzieć...
- Nic nie mów. Rozumiem cię. Miałaś prawo się wkurzyć.
- Nie, nie miałam prawa. To nie twoja wina, że miałaś większego farta ode mnie. Zachowałam się jak ostatnia...
- Nie kończ! Ranisz moje delikatne uszy! Lepiej powiedz mi, co tu robi Gerard Way? - zapytała Jase kopiąc siostrę w kostkę.
- Auć! Hehe... Spotykam się z nim...
- Szybka jesteś! Przecież tak krótko się znacie! No dobra... Ja nie jestem wiele lepsza... - przyznała po cichu. Jednak Vicka to usłyszała.
- Nie jesteś lepsza?! Co to znaczy?!
- Ah! Hehe... No wiesz...
Jak za dawnych czasów siostry McKeane wygłupiały się rozmawiając o chłopakach i zapominając o nie tak dawnych nieporozumieniach.

Terminal lotniska w L.A. jak zwykle był pełny od turystów, przyjezdnych, żegnających i wyjeżdżających. Cała rodzina McKean'ów (oraz Gee, który chciał się wprosić na rodzinny obiadek) czekała na odprawę najmłodszej z rodziny. Nadeszła godzina odlotu.
- Kochanie, odrazu jak znajdziesz się z Luną w domu, zadzwoń!
- Jakbyś potrzebowała pieniędzy to...
-... Tak, tato. Mam wysłać maila i wpłacisz mi na konto...
- Siostra, uważaj na zboczeńców...
- Shane, nie mam pięciu lat. Ty uważaj na Scarlett, bo jak wrócę, nie chcę dostawać podwójnie w d*pę na treningu.
- Ty mała małpo! To lepiej TY uważaj na PETE'a!
- Jakiego Pete'a? Jest po college'u? Kim są jego rodzice?
- Mamo!
- Jeśli można... Ja znam Pete'a i wiem, że nie ma się czego obawiać. - wtrącił Gee.
- Skarbie, ale ty jesteś chłopakiem. Do ciebie się raczej nie dobierał...
- Skąd wiesz? Te wszystkie afterparty...
- Ja naprawdę już muszę spadać!
Siostry padły sobie w ramiona. Shane trzepnął Jase w głowę, a rodzice objęli mocno najmłodszą córkę. Jasmine wzieła plecak i podążyła w stronę drzwi do samolotu...

Jase poleciała do N.Y. i na tym kończy się siódmy odcinek. Wybaczcie za tydzień czekania, ale miałam problemy z internetem xD. Ten odcinek nie jest pełny akcji, ale to tylko cisza przed burzą. Dzięki za wszystkie komentarze :*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:45 am

Odcinek 8. - Kłamstwo Jest Najlepszą Zabawą Jaką Dziewczyna Może Mieć Bez Zdejmowania Jej Ubrań ("Lying Is The Most Fun A Girl Can Have Without Taking Her Clothes Off" - Panic At The Disco)

Po powrocie z lotniska Vicktoria i Gerard pozwolili sobie na wieczorny spacer w okolicach Hollywood. Co chwilę zakochaną parę mijały grupki zwariowanych na punkcie MCR'u nastolatek. Nie obyło się bez rozdania paru autografów. Tori tylko patrzyła jak jej ukochany oddaje się tej przyjemniejszej części jego pracy.
- To... masz plany na jutrzejszy wieczór? - zapytał Gee.
- Zależy, co chcesz mi zaproponować?
- Ray wpadł na pomysł, żeby rozkręcić jakąś imprezkę i zaprosić parę osób... Wpadniesz?
- Myślę, że znajdę dla ciebie trochę czasu. - powiedziała dziewczyna, śmiejąc się.

Jase jak tylko dotarła do mieszkania rodziny Luny, padła na świeżo pościelone łóżko i zatonęła w myślach. Myślała o szkole, o karierze i o Pete'cie, który już zdążył zadzwonić do niej. Przemyślenia przerwała jej Luna.
- Jasmine, chcesz jeść? Ciotka przygotowała nam kolację.
Jase zeszła na dół za przyjaciółką, myśląc o swoim nowym chłopaku.

Jared Leto samotnie przemierzał ulice 'miasta aniołów' w poszukiwaniu inspiracji. Nie wiedział sam, czy rzeczywiście szukał inspiracji czy raczej starał się uniknąć kolejnej bitwy na brudną bieliznę, jaka miała miejsce w pokoju numer 406 hotelu Hilton. Mężczyzna skręcił w kolejną uliczkę, kiedy usłyszał, jak ktoś woła jego imię.
- Jared! Czekaj!
Leto już myślał, że to kolejna napalona fanka, jednak pomylił się. Ku jego zdziwieniu przed nim pojawiła się dobrze znana mu kobieta.
- Scarlett? To ty? - zapytał, chociaż dobrze wiedział, że to jego eks. I to nie byle jaka eks, bo uważana za jedną z najpiękniejszych kobiet z Hollywood. Do dzisiaj się zastanawiał, co ona w nim widziała.
- Sto lat cię nie widziałam! Co tam u ciebie? Jak zespół? Kiedy kolejna trasa? Dostałeś jakąś nową rolę?
Ta nawałnica pytań ze strony panny Johansson przypomiała Jared'owi o jego "spotkaniu" z Kurt'em Cobain'em. Leto uśmiechnął się do jego byłej ukochanej i zaprosił ją do miejsca pobytu reszty zespołu, najwidoczniej zapominając o bokserkach Shannona, latających w tej chwili pod sufitem.

Vicky i Gerard postanowili dołączyć do zespołu Way'a. My Chemical Romance przyjechali do Los Angeles tylko na kilka dni, więc zatrzymali się... w hotelu Hilton. Przy wejściu do hotelu Tori i Gee wpadli na Jared'a i Scarlett.
- Ooo, Vicktoria i Gerard! To... to jest... - Leto zaczął się jąkać jak nastolatek przyłapany na przeglądaniu gazet 'dla dorosłych'.
- Scarlett, miło mi. - aktorka zaśmiała się i podała dłoń Vicktorii na przywitanie.
- Vicktoria, podopieczna Jared'a. - powiedziała dziewczyna, patrząc znacząco na producenta. Gerard zauważywszy zmieszanie kolegi ruszył z nim do środka budynku, pozostawiając dziewczyny w tyle.
- Nie wiedziałem, że do siebie wróciliście. I gdzie paparazzi w takim momencie?!
- Ciii! Nie wróciliśmy do siebie, maniaku! Spotkałem ją na ulicy... I zaprosiłem ją tutaj, do Shannon'a i reszty.
- Taaa.... do Shannon'a. Jestem młodszy, ale nie głupi! No przyznaj się!
Jared nie miał ochoty się tłumaczyć, zwłaszcza, iż po pierwsze:nie zaciągnął Scarlett do hotelu w tym celu, w którym zaciągnąłby ją tam dawniej, po drugie: nawet nie chciał, żeby ona do niego wróciła. W tym samym czasie, za plecami dwóch znanych frontman'ów, plotkowały jakby nigdy nic znana na całym świecie Scarlett Johansson i narazie nikomu nieznana Vicktoria McKeane. Ta 'drobna' różnica nie przeszkodziła im w normalnej rozmowie.
- Podopieczna? Co to znaczy?
- Jared jest moim producentem. Trzyma pieczę nad moim debiutanckim albumem.
- Więc zajął się całkiem czymś innym... A był takim zapalonym aktorem...
- Był? Chyba nadal jest. Znaczy, ja nic nie wiem, ale ten zawód producenta jest chyba przejściowy... - Vicky chcąc nie chcąc, dopuściła się myśli, że Jared marnuje się w studiu, ślęcząc godzinami nad jej płytą. Dziewczyny weszły za towarzyszami do windy.

Po kolacji znowu zadzwonił telefon Jasmine.
- Pete? To ty?
- Tak, malutka. Jak tam?
- Dzwoniłeś niedawno, nic się nie zmieniło.
- Mylisz się. Stoję przed blokiem. Zejdź na dół.
- Co?! Pete, postradałeś zmysły? Jest już późno!
- No, nie daj się prosić! Chciałem ci pokazać Nowy Jork z mojej perspektywy...
Jasmine westchnęła, założyła bluzę i trampki. Zeszła na dół, żegnając się z Luną i jej ciotką. Rzeczywiście, pod blokiem stał Pete Wentz we własnej osobie i trzymał kluczyki do nowego samochodu.
- Wybierała się pani na przejażdżkę?

Na czwartym piętrze hotelu Gee i Vicky poszli do pokoju 403, zaś Jared i Scarlett do 406. Nie zdziwiły ich dzikie odgłosy rozlegające się po korytarzu.
Leto otworzył ostrożnie drzwi i wpuścił przed sobą Scarlett.
- Posmakuj tego, mój zaszczany kolego! - Shannon wskoczył na łóżko, celując bokserkami w Tomo. Gitarzysta zrobił unik, a bielizna wylądowała na twarzy blondynki.
- Ups... Psieplasiam...
- Króliczki? Jak uroczo... - zaśmiała się Scarlett i rzuciła majtkami w Tomo. - Teraz wylądowały tam, gdzie miały wylądować.
- Shannon... I ty jesteś starszy?! Weź się ubierz (starszy Leto biegał w samych bokserkach, tym razem w kaczuszki) i pozbieraj te butelki po piwie! - Jared był wkurzony, zawstydzony i jednocześnie rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Jare, nie zachowuj się jak dziadek. Macie jeszcze trochę piwa? - powiedziała Scarlett, rzucając się na łóżko, na którym siedział Tim.

Gerard i Vicky spodziewali się podobnej sytuacji, jaka miała miejsce trzy pokoje obok. Jednak w pokoju 403 panowała cisza. Na łóżku Gerard'a leżał liścik od Mikey'a, jego młodszego brata.
"Dziwaku, poszliśmy z tymi niewyżytymi padalcami na miasto. Nie czekaj na nas. Używaj życia! Mikey."
Gee schował kartkę do kieszeni.
- Wyszło na to, że zostaliśmy sami...
- A co z resztą? Nie przyjdą?
- Jak ich znam, to pewnie przyjdą o piątej rano...
- Ale to chyba nie problem? - zapytała Vicky siadając na łóżko, a Gerard usiadł obok niej. Dziewczyna położyła się, patrząc w sufit, gdy nagle Gee się nad nią pochylił, całując ją w usta. Każdy ich kolejny pocałunek był coraz bardziej namiętny. Way starał się być delikatny, żeby nie posunąć się za daleko w zbyt szybkim tępie. Vicky zupełnie poddała się pocałunkom ukochanego, a ten zaczął całować jej szyję, powoli rozpinając jej bluzkę. Vicktoria ściągnęła Gerard'owi koszulę i rzuciła ją w stronę drzwi. Drzwi, które w pewnej chwili otworzyły się, a w nich stanął Jared. Producentowi wypadło piwo z ręki, a dźwięk stłuczonego szkła przestraszył parę kochanków. Gee niczym poparzony odskoczył od Vicky, a ta zakryła się kocem.
- To może ja przyjdę później... Nie przeszkadzajcie sobie...-powiedział zakłopotany mężczyzna i zamknął drzwi. Po chwili jego umysł wytrzeźwiał i Leto znowu wtargnął do pokoju. - Nie, nie wrócę później! Gerard, co ty sobie myślisz?! Ona jest niepełnoletnia!
- Za miesiąc mam osiemnastkę! - zaprotestowała Tori.
- To nie zmienia faktu, że jesteś od niego o wiele młodsza!
- A jak ty spotykałeś się z Ashley Olsen to było w porządku?!
- To... to był mój błąd! Dlatego z nią zerwałem! - tłumaczenia Jared'a przerwała Scarlett, która weszła do pokoju, mrugnęła w stronę Vicky i zabrała producenta do reszty zespołu.

Pete i Jasmine zajechali nowym autem do punktu widokowego, z którego można było zobaczyć cały Nowy Jork z góry.
- Dobrze mi tu z tobą. - powiedział Pete, całując Jase w czoło.
- No kto by pomyślał? Ja i Pete Wentz...
- Coś ci nie pasuje?
- Wszystko jest lepiej niż powinno...
- Chyba czas wracać. Nie chcę, żebyś była jutro niewyspana przeze mnie. Zwłaszcza, że mam dla ciebie niespodziankę...
Jasmine nawet nie pytała, co Wentz dla niej szykuje, tylko pocałowała go i wtuliła się jego ramiona.

Na drugi dzień Vicktoria niechętnie poszła do studia. Aby Jared nie robił scen, zabrała ze sobą Estellę. Leto już był w studiu i tylko czekał, aż jego artystka przyjdzie, żeby mógł wygłosić przygotowaną przez siebie mowę. Widząc jak Tori wchodzi do studia z Esti, Jared zapomniał, co chciał powiedzieć i nie usiłował nawet przypomnieć sobie wcześniej przygotowanej kwestii.
- Hej, Jared! Nie gniewasz się, że zabrałam ze sobą przyjaciółkę?
- Nie... Nic się nie stało... My się już znamy...
- Znacie się?
- Tak, byłam tu po ciebie, ale wtedy polazłaś gdzieś z Gerard'em. Mówiąc o Gerard'zie... - zaczęła Stella, nie wiedząc, że zaczyna niewygodny temat.
- Co tu dużo gadać?! Vick, idź do kabiny i przygotuj się, a Estella niech posiedzi tutaj. - rzekł producent i spojrzał na Estellę.
Vicktoria podeszła do mikrofonu i zaczęła śpiewać.

Close your eyes, close them, please
I hate, when you look like this
Close your mouth, close your lips
I can’t take the way you speak
Close your arms… over me
It’ll better, when you’ll leave
I am sure, I will miss
Miss the way you make me feel…


- Wow... skąd takie teksty? Zawsze mi mówiła, o czym jest kolejna piosenka. O tej nie wspomniała nic... - powiedziała Stella.
- Nic ci jeszcze nie mówiła?
- O czym?
- Wczoraj przyłapałem ją w dość krępującej sytuacji... z Gerard'em.
Esti wyglądała, jakby oczy miały jej wypaść z orbit.
- Co?! Vicky... poszła... z Gerardem... do łóżka?!

Sesja nagraniowa trwała trzy godziny. Potem Vicka i Esti poszły na kawę.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytała Tori, zaniepokojona niezręczną ciszą.
- Ja nic nie mówię?! To ty nic nie mówisz! Od Jared'a się dowiedziałam, że poszłaś w Gee'm do łóżka!
- Możesz troszkę ciszej?! Po co ludzie mają wiedzieć o moich wyczynach?!
- Okay... spokojnie... Więc skoro już wiem, to może się dowiem chociaż, jak było? Chociaż nie, podobno Jared wam przerwał, tak?
- Przerwał, istotnie...Ale potem poszedł... - Vicky zaczęła się podejrzanie uśmiechać.
- Poszedł, a wy...?
- Mogę tylko tyle powiedzieć, że...
-... Że?!
-... Było cudownie.

Wybaczcie! Błagam! Wiem, musieliście czekać aż miesiąc! Ale miałam w szkole straszne urwanie głowy i za każdym razem jak zabierałam się do kolejnego odcinka, traciłam wszelką wenę, chociaż miałam pomysły. Jednak wróciłam i mam nadzieję, że ten odcinek wam się podobał Very Happy Pozdrawiam i przepraszam! :*:*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 1:53 am

Odcinek 9. - Tańcz Tańcz ("Dance Dance" - Fall Out Boy)

Podwójne, niewyjaśnione... upokorzenie. W przyjaźni. Niby wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale w takim momencie czujesz się gorsza od swojej przyjaciółki. Dokładnie wtedy, kiedy jej producent uświadamia Ci, że Twoja przyjaciółka ma za sobą już swój "pierwszy raz" i w dodatku z gwiazdą rock'a. Zniosłabyś taką wiadomość, gdyby wypłynęła z ust ów zainteresowanej? Może i tak... Ale kiedy uświadamia Ci to ktoś całkiem obcy, czujesz się... dokładnie. Upokorzona. Niekontrolowanie zazdrosna i upokorzona.

Estella patrzyła na Vicktorię zza wielkiego kubka latte. Patrzyła, jak ta z każdym kolejnym słowem promienieje. Na usta Esti pchało się jedno pytanie. "Dlaczego dowiedziałam się o tym... trzecia?"
- Dzisiaj wieczorem Gee i chłopacy robią imprezkę. Pójdziesz ze mną, prawda? - Vicktoria zmieniła temat.
- Wieczorem? Nie, no spoko. Lepsze to niż użeranie się z moimi rodzicami... A gdzie?
- Gee mówił, że w hotelu raczej nie mogą i wyszło na to, że u Jared'a w domu.
- No chyba trzeba wracać i się szykować, co?

Po kilku nocach spędzonych w hotelu Hilton Jared prawie zapomniał, że ma wielki dom. Zbliżająca się impreza brutalnie mu o tym przypomniała. Leto wpadł do domu i rzucił się w dziki taniec z mopem i odkurzaczem. Już dobrał się do umywalki, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Jared! Otwórz! Ręce mi odpadają!
Brunet otworzył drzwi wejściowe, w których stała Scarlett z torbami pełnymi zakupów.
- Wow, ty dźwigasz? Myślałem, że gwiazdy takiego formatu już nie wiedzą, co to znaczy 'spożywczak'.
- Rety, jaki ty jesteś złośliwy! To ja tu dźwigam tony zakupów na dzisiejszą balangę, a ty...
- No dobra, dobra... Dzięki wielkie. Gee i reszta przyjdą później poprzestawiać meble. Ale zostaniesz na wieczór chyba?
- Nie, wiesz, robię za Caritas! Pewnie, że zostanę! Ostatnio miałam tyle pracy, że czas się trochę rozerwać.
Jared nie chciał nic mówić, ale miał nadzieję, że Scarlett odmówi i wróci tam, gdzie jej miejsce. W jego dalekiej i próżnej przeszłości.

Jasmine siedziała na parapecie, obserwując budzący się do życia Nowy Jork i jego mieszkańców. Do pokoju weszła Luna i oparła się o drzwi mówiąc:
- Wróciłaś tak późno, a tak wcześnie wstałaś. Gdzie się pałętałaś?
- Co...? Aaa... Pete mnie zabrał na zwiedzanie miasta nocą.
- Rozumiem, rozumiem... A wiesz... Lue wpadł na pomysł, żeby wpaść tutaj i zostać do końca wakacji.
- Twój braciszek? Ooo... to zrobi mi lasagne. Kiedy będzie?
- Pojutrze. Wracając do twojego chłopaka... Kiedy go poznam?
Jase obróciła się w stronę przyjaciólki i usiadła na łóżko.
- Nie wiem. Nic nie wiem... Nie wiem, czy jest moim chłopakiem. Nie wiem, czy traktuje mnie na serio. I nie wiem, czy nie powinnam się zgodzić na ten kontrakt płytowy, zanim wrócę do Los Angeles. - Jase opadła na tuzin poduszek, przy czym pluszowy pingwin Pete spadł pod łóżko.
- Jase, kocham cię jak siostrę i Tori tak samo, wkońcu znam was od zawsze. Zanim podejmiesz decyzję, pogadaj z siostrą. Żeby nie było pojedynku jak pomiędzy Jessicą a Ashlee Simpson...

Vicktoria wróciła do domu i w pośpiechu zjadła obiad. Shane, który wpadł po ostatnie meble z sypialni dosiadł się do siostry.
- Vicky, co ty taka rozanielona jesteś ostatnio?
- O to samo mogę ciebie zapytać, staruchu. Od kiedy umawiasz się z nauczycielką Jase, wyglądasz, jakbyś miał zamiar przytulić Bin Ladena.
- No wiesz... Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że kiedy dochodzi do bliższej relacji damsko... O Boże! Vicktorio McKeane! Ty masz dopiero siedemnaście lat! - Shane zerwał się z krzesła, uderzając łokciem o kant stołu.
- Ciszej! Każdy, kto się o tym dowiaduje, reaguje w ten sam sposób. Głośno. Przecież ojciec jest w domu!
- Spokojnie, Shane... To nic... Poprostu twoja mała siostrzyczka dorasta... - chłopak powtarzał sobie cicho, masując obolały łokieć. - Znam go?
- Pośrednio... Zależy, jak odbierasz słowo "znać". Bo wiesz... tak całkiem teoretycznie to moża znać Gerard'a Way'a, ale znać w sensie, że przeczytasz o nim w prasie porannej...
- Gerard Way?!

Shannon, Tim, Tomo oraz Gee i reszta zespołu dotarli do domu młodszego Leto. Każdy z nich zajął się porządkami, gotowaniem (?!) i przestawianiem mebli oraz usuwaniem przedmiotów, które łatwo ulegały zniszczeniu. Jared poszedł do garażu po szpikulec (?) na szaszłyki, gdy nagle Scarlett zaskoczyła go zza pleców.
- Jare, Jare, Jare... zmieniłeś się. Nie jesteś już taki niepoukładany jak dawniej. Dorosłeś.
- Nie wiem, o co ci chodzi, Johansson. - Leto wyciągnął dwa szpikulce, a Scarlett złapała go za rękę.
- Myślę, że dokładnie wiesz... Przecież było nam razem dobrze... - dziewczyna była 'niebezpecznie' blisko ust bruneta, lecz w tym samym momencie Shannon wszedł do garażu.
- Ja tylko po suchy chleb dla konia... znaczy dla Tomo... znaczy... no po węgiel do grilla! Nie przeszkadzajcie sobie.
- Bierz, worek leży przy kosiarce. - młodszy Leto zostawił Scarlett i Shannona, a sam wrócił do kuchni. Shannon spojrzał najpierw na odchodzącego brata, a potem na blondynkę.
- Co ty kombinujesz, co? To ty z nim zerwałaś.
- Shannon... Kobiety się zmieniają...
- Zostaw mojego brata w spokoju. Dosyć mu namieszałaś w tej już i tak chorej głowie. - mężczyzna mówił spokojnym tonem, jednak zdecydowanie. Aktorka tylko popatrzyła mu w oczy i podążyła śladem Jared'a.

Parę godzin po rozmowie Jase z Luną zadzwonił Pete. Krótko po telefonie siedział już u Jase w pokoju, strojąc gitarę dziewczyny.
- Miałeś mieć dla mnie jakąś niespodziankę, czyż nie? - przypomniała Jasmine.
- I nadal ją mam, ale będzie musiała poczekać jeszcze trochę.
- Nie chcę jej. Wiesz, czego chcę?
- Buziaka?
- Też... Czy ten kontrakt płytowy jest nadal aktualny?
Wentz przez chwilę patrzył oniemiały na gitarę, potem na Jase i odparł:
- Myślałem, że chcesz być uczciwa wobec siostry. Co się nagle zmieniło? - chłopak wrócił do strojenia. Jase głośno westchnęła i usiadła obok niego.
- Nic, poprostu... Każdy ma prawo do wykorzystania swojej szansy na szczęscie, prawda?
- Prawda. - Pete przytaknął beznamiętnie. - Masz rację. Jutro pojedziemy w takim razie do wytwórni. Muszę przyznać, że zdziwiłaś mnie.
- Siebie samą też...

Dom Jared'a wypełnił się po brzegi różnego rodzaju osobistościami. Od starych przyjaciół, po muzyków i aktorów, aż do nieznajomych znajomych. Shannon i Ray Toro (MCR) siedzieli w basenie w towarzystwie trzech dziewczyn w bikini. Tomo i Frank (MCR) dorwali się do szaszłyków wegetariańskich, a znajomy DJ wesoło rozmawiał ze Scarlett i jakąś inną kobietą. Jared i Gee siedzieli przy barku sącząc driniki i czekając na towarzyszkę Gerard'a. Wkońcu zjawiły się Tori i Estella.
- Vicky... wyglądasz zjawiskowo... jak zwykle. - Way objął dziewczynę.
- No wreszcie dotarłyśmy. Gee, to moja przyjaciółka, Esti. Esti, to Gee, a Jared'a już znasz. - Vicky uczyniła swoją powinność, przedstwawiąjąc wszystkich znajomych.
- Owszem, Jared'a znam. - szatynka popatrzyła w stronę Leto, a ten zakrztusił się limonką.
- Okay, to ja i Vicky was zostawiamy, a my...
- Nie chcę znać szczegółów! Już idźcie, idźcie. - brunet odesłał znajomych, w nadziei na rozmowę z przyjaciółką Vicky. Dziewczyna usiadła obok producenta.
- Coli? Pinia Colada czy coś mocniejszego?
- Wystarczy woda. - odpowiedziała Estella.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Ja też. Zawsze lepsze to niż słuchanie wywodów moich rodziców o tym, jak to sobie marnuję przyszłość.
- A co ty takiego z nią robisz? - zapytał Jared ze szczerym zainteresowaniem. Aż sam się zdziwił, że chciał dokładnie poznać Estellę.
- Mam zamiar wyjechać na rok do Azji i poznać bliżej kulturę orientu, a potem zająć się projektowaniem ubrań... Ale oni chcą, żebym studiowała prawo... - Leto słuchał dokładnie każdego słowa, ale słowa 'Azja' i 'kultura orientu' utkwiły mu w głowie. Patrzył bez słowa na nieznajomą, która zdawała się być mu bliższa, niż którakolwiek z jego znanych i podziwianych 'eks'. Nagle Mikey (brat Gee, jakby ktoś zapomniał) potknął się o czyiś stanik od stroju i cały sos do nachos wylądował na białej koszuli Jared'a.
- F**k, damn! Moja ulubiona koszula!
- Lepiej ją szybko zamocz w proszku do prania...
- Nie znam się na tym kompletnie!
- Hehe, mężczyźni... Chodź do łazienki, doprowadzę tą koszulę to porządku.
Esti i Jare poszli schodami na górę do łazienki, a Scarlett siedziała oboj DJ'a i obserwowała całą sytuację.

- Gdzie masz proszek?
- Nie wiem... Zobacz za pralką.
Estella schyliła się, sięgając po proszek i odwracając się zobaczyła jak brunet ściąga ociekającą sosem koszulę.
- Co? Wiem, muszę iść na siłownię... - Jared popatrzył się na swój tors.
- Nie widze powodów do narzekań. - dziewczyna próbowała powstrzymać swój uśmiech. - Daj tą koszulę, zanim sos wsiągnie na stałe. Z resztą... przecież masz pewnie całą szafę takich koszul. Po co mamy więc ratować tą jedną?
- Bo ją lubię... Jest od mojej mamy.
- Jakie to słodkie... Sentymentalny jesteś.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz... - Jared podszedł do Esti, a jego usta zbliżyły się do jej warg...

O ludzie, ludzie... I co teraz myślicie, co? A to dopiero pierwsza część "Dance, dance"! Muahaha! Tym razem nie ma żadnej piosenki. Jakby ktoś myślał, że już wszystko przesądzone, to powiadam: jeszcze wiele odcinków przed nami i wiele spraw się zmieni. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki :*
Chwilowo przechodzimy przez 'etap budowania związków' w opowiadaniu. Proszę o cierpliwość. Razem przebrnijmy przez te mniej lub bardziej romantyczne ciepłe kluchy, aby dotrwać do momentów bardziej ekscytujących. Wink
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:04 am

Odcinek 10. - Tańcz Tańcz część 2.

Zabawne bywają wyroki boskie. Rano jesteś zadrosna o przyjaciółkę, która spotyka się z jednym z najbardziej znanych frontman'ów na świecie. Wieczorem zaś całujesz się z jego sławniejszym i przystojniejszym kolegą po fachu! O takich rzeczach się nawet filozofom nie śniło...

... A co dopiero Estelli, która znalazła się w łazience Jared'a Leto, który w dodatku stał bez koszuli i ją całował. Nie trwało to długo. Jakaś szara komórka Esti, nie otumaniona jeszcze zapachem męskich perfum, kazała jej odepchnąć bruneta.
- To nie był dobry pomysł. Nie powinieneś tego robić. - dziewczyna wróciła do czyszczenia koszuli.
- Coś nie tak? Nie lubisz mnie? Nie ufasz mi? - Jared nie mógł uwierzyć, że ktoś mu się oparł. Dziewczyna zostawiła koszulę w wodzie i obróciła się plecami do zlewu, opierając się o niego.
- Nie znam cię. Nie wiem jaki jesteś naprawdę.
- Czemu nie dasz mi szansy, abym ci się pokazał jako normalny facet? - producent ponownie zbliżył się do szatynki i zatopił twarz w jej lokach. - Może nie jestem taki, jakiego mnie znasz z gazet i wywiadów?
Estella popatrzyła w jego niebieskie oczy. Można rzec - niebiańsko - niebieskie. Czuła, że powoli tonie w jego wzorku i jest gotowa stracić rozum, jednak postanowiła wyjść, pozostawiając Jared'a samego... z brudną koszulą w zlewie.

Zbiegła szybko po schodach i skierowała się do wyjścia, nie wiedząc, że jest obserowana przez Scarlett. Aktorka już szykowała się, żeby wstać i pójść na górę, gdy na jej sukience wylądował ketchup.
- Ups... moja wina. Wybacz. - Shannon ledwo powstrzymywał się od ataku śmiechu, kiedy Tomo i Frank nie mogli się opanować i już turlali się po podłodze ze śmiechu.
Blondynka z urażoną miną wylała resztę Capirihni na głowę starszego Leto i opuściła dom swojego 'eks'.

Jared pojawił się na dole, kiedy Shanny jeszcze stał tam, gdzie go Scarlett oblała drinkiem.
- O, jesteś zboczeńcu! Gdzie się podziewałeś? Twojej byłej nudziło się samej. - Shan ściągnął mokry T - shirt i rzucił nim w Tim'a.
- Nie obchodzi mnie teraz Scarlett. Widzialeś może tą dziewczynę w lokach, co przyszła z Vicky?
- Nie... a gorąca była?
Jare spojrzał na brata zabójczym wzrokiem i poszedł szukać Vicky.

Tymczasem Vicktoria i Gerard wesoło bawili się w towarzystwie Mikey'a i Ray'a.
- Tutaj jesteś Gdzie jest Estella?
- Myślałam, że z tobą. Zaraz... przecież była z tobą! - Vicky uwoliła się z ramion Way'a.
- No była, ale...
- Jared!
- No co?!
- Nie mów, że lecisz na moją przyjaciółkę! Co jej zrobiłeś?!
- Ja?! Jestem niewinny jak owieczka! Nic jej nie zrobiłem! Znaczy chciałem, ale ona uciekła...
- Ja nie wiem, kochanie, czemu się tak dziwisz. Przecież Esti nie jest taka brzydka. A Jared leci na ładne i młode dziewczyny... - Gerard ponownie objął Tori.

Niedzielny poranek Vicktoria przywitała na kanapie Jared'a, leżąc wtulona w Gerard'a. O dziwo, w Way'a wtulony był również Mikey. Shannon padł na fotelu z miską chipsów na kolanach. Nie wiedzieć czemu, Tomo znalazł się w sypialni Jared'a. Zaś Jared stał w kuchni parząc sobie zieloną herbatę. Myślał o wczorajszym pocałunku i żałował, że nie zatrzymał Estelli wtedy, kiedy wyczuł słabość w jej oczach.
- Może wtedy to ona leżałaby w mojej sypialni teraz, a nie Tomo? - Leto powiedział sam do siebie, nie spodziewając się, że ktoś go słyszał.
- Kto leżałby w twojej sypialni zamiast Tomo? - Vicka weszła bezszelestnie do kuchni i usiadła na blacie kuchennym.
- Nie, nic. Nic nie mówiłem.
- Myślałeś o Myszce?
- o kim?!
- Taki mądry jesteś niby... Estella nazywa się Souris. Po francusku to znaczy 'mysz'.
- Aha... A jeśli o niej?
- Spróbuj ją skrzywdzić, a nie ręczę za siebie!
Leto uśmiechnął się do siebie, przypominawszy sobie, jak on sam kilka dni temu groził Way'owi, że spotka go sroga kara w postaci majtek Shanny'ego na twarzy, jeśli Vicky ucierpi na ich związku. Ale panna McKeane wyglądała na szczęśliwą. Poszła obudzić chłopaka, a ten przywitał ją pocałunkiem, budząc przy okazji Mikey'a.
Po wypiciu herbaty Jared udał się do sypialni po swoją komórkę.
- Jareeeed... co ja robię w twoim łóżku... Nago?! - Tomo zerwał się ze snu odkrywając nagą prawdę o braku piżamy.
- Z tego, co pamiętam, a pamiętam dość dobrze, bo nie upiłem się jak świnia to... próbowałeś tu zaciągnąć jakąś laskę... Ale ona wyglądała trochę jak mój brat. - brunet opowiadał, śmiejąc się i snując po pokoju.
- Ale do niczego nie doszło?! - gitarzysta był bliski histerii.
- Nie, Shannon był na tyle trzeźwy, że uciekł z krzykiem, w momencie, kiedy ściągnąłeś majtki.
Producent znalazł wreszcie Blackberry, a na niej wiadomość.

"Nie mogę przestać o Tobie myśleć. S."

- S...? Kto to 'S'?
- To chyba twoja była, braciszku. - Shannon nagle 'wyrósł' zza pleców Jare'a, zaglądając mu w telefon. - Chyba chce do ciebie wrócić.
- Shannon, przepraszam cię! - Tomo rzucił się w stronę ofiary swojego niedoszłego gwałtu.
- Odsuń się ode mnie, perwersie!
Jared stał nieruchomo, trzymając komórkę w dłoni i myśląc o dwóch kobietach: jednej, która odeszła z jego życia dawo temu i chce do niego powrocić i drugiej, która niemal wpadła w jego ramiona kilka dni temu i ostatniej nocy pozostawiła po sobie trwały ślad w jego umyśle...


Wybaczcie, że tak krótko, ale to wkońcu druga część, więc musiałam opowiedzieć jak się skończyła imprezka. Następny odcinek będzie napewno dłuższy. Wkońcu Jared ma problemy sercowe i trzeba je będzie rozwiązać, no nie?! No... to teraz jest 5.40 rano i może ja już pójdę spać... Pozdrawiam :* Spodziewajcie się kolejnego odcinka na dniach!
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:11 am

Odcinek 11. - Nie Ma Kobiet Nie Ma Płaczu ("No Women No Cry" - Bob Marley)

Kurt sięgnął po kolejną garść chipsów. Powoli pochłaniając je, spoglądał raz na Jared'a, raz na Bob'a. Marley siedział obok Cobaina, popijając piwo i patrzył tylko na Leto. Jared siedział na przeciwko zmarłych muzyków i patrzył w oczy Kurt'a, czekając na to, co powie. Po chwili opuścił głowę, uderzając nią o stół.
- Jared, Jared, Jared... Może będzie lepiej jak zostaniesz... gejem? - Cobain zabrałał Marley'owi puszkę i wziął łyka.
- Gejem?! - Leto podniósł na chwilę głowę i zaraz potem znowu opuścił. - To za dużo jak na mnie...
- To tylko dwie kobiety! Tylko dwie, o których wiesz... Jeszcze ta cała armia napalonych fanek... - Bob śmiał się i próbował odzyskać browar.
- On ma rację, Jare! Weź się w garść i się decyduj! Bo z dwiema babami to... masakra. - Kurt oddał koledze piwo i pod stołem kopnął Jared'a w kolano.

- Jared... Jared!
Leto zerwał się zbudzony ze snu. Przy nim stał Gerard, opierając się o konsolę.
- Zaśliniłeś cały sprzęt przez sen! Co ty tu robisz w niedzielę wieczorem?
- Pracuję nad płytą twojej dziewczyny.
- Myślałem, że nad jej przyjaciółką. - Way spojrzał na producenta z pode łba.
Istotnie, Jared pracował nad kolejną piosenką Vicktorii tylko pół godziny, a potem zasnął, gdyż po ostatniej imprezie nie zmrużył oka. We śnie próbował rozwiązać problem z płcią przeciwną, a Gerard odrazu go przejrzał.
- Czemu jej nie goniłeś?
- Skąd wiesz, że uciekła?
- Bo widziałem i domyśliłem się, o co biega. Znam cię nie od dzisiaj. Więc dlaczego jej nie goniłeś?
- Bo... No... Nie wiem. - Leto walnął czupryną w konsolę, lądując w plamie własnej sliny.

Vicktoria siedziała na łóżku i obserwowała, jak Estella chodzi po jej pokoju, uważnie przyglądając się plakatom na ścianie przyjaciółki.
- Co on ma takiego w sobie, że przy nim każda dziewczyna traci głowę? - Mysza dotarła do plakatu 30 Seconds To Mars.
- Mnie nie pytaj. Ja jestem z Gee'm i mnie do Jared'a nie ciągnie. To ty na niego lecisz i on na ciebie, a jedyna przeszkoda jaką ja widzę, to jego pasek i może... zapięcie od twojego stanika...
- Tori!
- No co?! Mam rację!
- Jared był już pewnie ostro nachlany i na sto procent nic nie pamięta, więc przejmując się nim, zrobię z siebię większą idiotkę niż już jestem.
- Da się jeszcze? A co, jeśli on jednak pamięta? Wczoraj wybiegł za tobą, ale już cię nie było. Wyglądał, jakby miał się popłakać.
Esti stanęła w miejscu, a na jej twarzy można było zauważyć pozytywne zaskoczenie oraz z trudem tłumiony uśmiech.

W sypialni Leto nie było już śladu Tomo ani Shannon'a. Żadnej kobiety. Tylko puste łóżko, szafa i kilka ramek ze zdjęciami. Na jednym on i zespół, na drugim on, Shannon i ich matka, kolejne przedstawiało Jared'a i jego babcię. Obok stało jeszcze jedno stare i zakurzone zdjęcie. Zdecydowanie stało w kącie, a na nim szeroko uśmiechnięta blondynka. Jared wziął do ręki zdjęcie Scarlett i bez namysłu poszedł z nim w stronę kuchni.
- Wybacz, ale twój czas już minął. - zdjęcie wylądowało w śmietniku, a po kuchni rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.

Gerard i reszta MCR'u siedzieli w pokoju hotelowym. Starszy Way siedział na fotelu, przysypiając. Bob i Ray spali na jednym łóżku, a Frank i Mikey grali w karty. Młodszy Way przerwał grę i zwracając się do brata, powiedział:
- Śmierdzielu, ale ty wiesz, że za tydzień wracamy do New Jersey, no nie?
- Wiem... i co z tej okazji? Chcesz się pierwszy raz wykąpać?
- Nie, ty chcesz zerwać z Vicky.
- O czym ty mówisz?
- Chyba nie będziesz tego ciągnął? Wracamy do domu, potem jedziemy do Wielkiej Brytanii i potem do Nowego Jorku... Z resztą sam to planowałeś. Musisz z nią zerwać! Jak ty to sobie wyobrażasz? Ona w Los Angeles, a ty tydzień tu, tydzień na d*pie świata?
Gee poszedł do łazienki. Ochlapał twarz zimną wodą i patrząc w lustro zapytał sam siebie:
- Po co ja to w ogóle rozwijałem?

Estella wyszła z domu McKeane'ów krótko po 24. Nie chciała jeszcze wracać do domu. Dobrze wiedziała, że czeka ją tam kolejny wykład o jej przyszłości oraz kłótnia z rodzicami. Szła przed siebie, próbując uciec od wszystkich problemów. Nagle ujrzała, że jeden z nich idzie chodnikiem w jej stronę, trzymając psa na smyczy...

Jared widział ją dokładnie. Nieco przyśpieszył kroku, a Lucifer razem z nim. Serce Jared'a zaczęło bić szybciej na jej widok.
- Znowu się widzimy... - zaczęła nieśmiało szatynka. Leto patrzył przez chwilę w jej oczy i nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Upuścił smycz i pocałował Estellę. Dziewczyna, chociaż zaskoczona, odwzajemniła pocałunek, zakładając swoje ręce na szyję bruneta. Każdy kolejny pocałunek był przerywany szczerym uśmiechem i krótką wymianą spojrzeń, które mówiły więcej, niż tysiąc słów.

Poniedziałkowy poranek.Promnienie słońca nieśmiało przebijały się przez okna, aby obudzić parę zakochanych. Światło słoneczne odbiło się od loków Estelli, przybierając postać złotych refleksów. O ósmej rano słońce zatrzymało się na bordowej, aksamitnej pościeli, która przykrywała ciała Jared'a i jego muzy. Leto, obudzony przez światło jutrzenki, obrócił się w stronę Esti i spoglądając na jej twarz, nie mógł oprzeć się pokusie, aby jej nie pocałować.
- Witaj, księżniczko. - powiedział producent na przywitanie i pocałował Stellę.
- Kogo ja widzę? Jared Leto, najbardziej pożądany facet na świecie.
- Nom... do tego leżysz w jego łóżku. Nago.
- To się zaraz zmieni. Ja muszę spadać do domu, a ty do studia.
- A nie możemy tutaj zostać do końca świata?
Brunet czuł, jak jego serce rośnie z każdą kolejną sekundą, w której patrzył na pannę Souris. Przepełniało go bezgraniczne szczęście. Miniona noc nastawiła go pozytywnie na kolejny tydzień pracy w wytwórni.

Tori czekała już w studiu, cała w skowronkach od kiedy poznała Gerard'a. Nie wiedziała, co czeka ich aż na zbyt szczęśliwy związek...

Krótko i sielankowo, czyli tak jak nie lubię. Jednak z przerażeniem patrzę w mój notes, jaką straszną przyszłość przygotowałam naszym kochanym bohaterom... Pozdrawiam i dziękuję. Tytuł to pioseka Bob'a Marley'a - No Woman, No Cry.
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:17 am

Odcinek 12. - Wszystko Co Dobre ("All Good Things" - Nelly Furtado)

Niesiony przez skrzydła amora Jared podążył do studia na sesję nagraniową. Jak nigdy czuł, że jest naprawdę szczęśliwy. Niebo wydawało mu się jeszcze bardziej błękitne, powietrze cieplejsze. Wszystko było piękniejsze. Był gotów w każdej chwili wrócić do Estelli i zamknąć się z nią w domu, czekając na koniec świata. Leto jest jednak profesjonalistą, więc czy chciał, czy nie, poszedł do wytwórni. W studiu czekała Vicktoria.

- Dzieńdoberek! Jak się miewamy? - brunet wkroczył do studia, jakby miał ochotę zrobić ze szczęścia parę salt, gwiazdę i zakończyć to szpagatem.

- A dobrze się miewamy. Ale ty to chyba zjadłeś tonę czekolady albo się zakochałeś... - panna McKeane udawała, że nie wie o wydarzeniach ostatniej nocy. Przecież nie mogła powiedzieć producentowi, że jak tylko wyszedł z domu, Stella chwyciła za komórkę, żeby przekazać najnowsze wiadomości. Tak więc udawała, że nic nie wie, bo chciała usłyszeć to także od niego. Jared jednak pozostał przy swoim uroczym uśmiechu, który jego zdaniem był odpowiedzią na wszystkie niezręczne pytania, wymagające niedyplomatycznej odpowiedzi. Dla Vicky było to jednak potwierdzenie, że Leto był zakochany od stóp do głów.
- Czas nagrywać! Spadaj na drugą stronę!


I wish I could say... I wish I believe
Believe in us, in you and me
I wish I could say... I wish I believe
But this stuff in my mind won't let me free

And all I've ever known
Is fading away... fading away
and drowning in the sea of infinity
Is fading away... fading away
What I'm thinkin' of could become reality?
Now it's fading away... fading away
And melt away in the vanity...


Tym czasem w Nowym Jorku Jasmine i Pete szykowali się do wyjazdu do Chicago, gdzie Jase miała podpisać kontrakt na własną płytę. Nie była dokońca przekonana, czy robi dobrze. Nie czuła się konfortowo z myślą, że taką decyzję podjęła sama.
Wentz chwycił gitarę Jase i położył ją w bagażniku. Spojrzał na dziewczynę i wiedział, że ona bije się z własnymi myślami.
- Napewno to jest to, czego chcesz?
- Nie mam wątpliwości...
- Więc ruszamy w drogę. - Pete otworzył drzwi od samochodu i zamknął je za Jase, po czym sam usiadł za kierownicą.

- Vicky! Wracaj tutaj! Nagrywamy jeszcze jedną ścieżkę wokalu! - Jared niecierpliwił się za konsolą. Chciał jak najszybciej skończyć pracę na dzisiaj i wrócić do ukochanej. Znowu ją objąć i pocałować. Niestety, czekał w studiu, aż Vicky wróci z toalety, gdzie próbowała się dodzwonić do Gerard'a.
- Czemu nie odbierasz, Gee? - Tori niecierpliwiła się, wybierając na komórce jeszcze raz numer do Way'a.
- Gdzie ty się tak dobijasz?
- Próbuję się dodzwonić do Gee...
- Pewnie Mikey schował mu komórkę...

Zawsze musi byc ten pierwszy raz. Otóż Jared pomylił się. Gerard siedział w pokoju hotelowym na fotelu, jego wzrok zatrzymał się gdzieś w przestrzeni. Zaś jego telefon leżał na oparciu od fotela. Tak bardzo chciał odebrać, ale czuł, że każde kolejne słowo z ust ukochanej sprawiłoby, że rozstanie bolałoby jeszcze bardziej.
Z łazenki wyszedł Mikey w samych pokserkach, myjąc zęby.
- Czemu nie obierasz?
- Dzwoni Vicky. - rzekł starszy Way beznamiętnie.
- Miałeś z nią zerwać, a nie jej unikać. Dzisiaj już zacznijmy się pakować. - odparł Mikey i wrócił do szorowania zębów.

Leto siedział przy konsoli i miał ochotę rzucić słuchawki w kąt. Głos Vicktorii co chwilę się łamał, nie wyciągała dźwięków, myliła tekst albo gubiła tempo.
- Vicky...Vicky! Przestań! Chodź tutaj. Czas na przerwę!
Vicktoria opuściła kabinę dźwiękoszczelną i usiadła obok Jared'a.
- Myślisz o Gerardzie, tak?
- Nie, ja tylko...
- Słychać w twoim głosie, że nie umiesz się skupić. Może żeby oszczędzić na czasie i nieudanych próbach... idź do niego, przekonasz się, że wszystko okay i wrócimy do pracy?
Vicky spojrzała na producenta zdziwnionym wzrokiem, po czym zerwała się z krzesła i ucałowała go w policzek.

Shane i Scarlett (nie Johansson!) przyszli do domu McKeane'ów na umówioną kolację z rodzicami Shane'a. Państwo McKeane jak nigdy byli oboje w domu i czekali z posiłkiem.
- I jak się wam razem mieszka? Mieskanie duże? - zapytała doktor McKeane.
- Dość duże. Nie narzekamy. - odpowiedział syn.
- Kochanie, czemu nie jesz? - żona zwróciła się do męża z zaniepokojonym głosem.
- Jestem zmęczony... Miałem mnóstwo roboty w kancelarii, do tego dostałem strasznie trudną sprawę...
- Mafijną? - zaśmiał się Shane.
- Tak jakby... Reprezentuję świadka morderstwa i obawiam się, że mafia jest w to zamieszana.
- To brzmi jak jakiś kiepski kryminał. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że w Los Angeles jeszcze istnieją mafie...

Wietrzne Miasto. Pete i Jase mknęli główną ulicą Chicago, aby dotrzeć do wytwórni Wentz'a. Wreszcie dotarli do budynku, w którym znajduję się Decaydance Records. Jase wysiadła z auta, westchęła głęboko i złapała się za głowę...

Winda Hotelu Hilton wydawała się jechać przez godzinę na czwarte piętro. Vicktoria czuła, że coś jest nie tak. Chociaż gdy ostatnim razem się widzieli, wszystko było piękne. Jednak jej intuicja podpowiadała jej co innego. Chwyciła klamkę pokoju numer 403, lecz nie mogła otworzyć drzwi. Z całej siły pchnęła drzwi. Weszła do środka, potykając się o walizkę. Stanęła jak wryta, patrząc na kilkanaście niedopakowanych walizek.
- ...i przypilnuj Ray'a, żeby nie zapomniał zabrać swoich pornosów... - Mikey stanął na środku pokoju i na widok Vicky wypadły mu skarpetki z rąk. - Gee... wkurzona niewiasta na godzinie pierwszej...
- Co? Parzone ciasto na Ray'a piersi?! Naćpałeś się? Co ty pie... - Gee wyszedł z łazienki w ręczniku. - Vicky?! Co ty to robisz?
- Wyjeżdżasz? Nawet nie pofatygowałeś się, żeby się pożegnać... - powiedziała Tori przez łzy i wybiegła z pokoju...

Tak! Z radością muszę ogłosić, że zbliżamy się do bardziej pokręconej części mojej sagi xD Dla fanów słodkiej sielanki - nie bójcie się, romantycznych momentów też nie zabraknie! Dzięki za wszystko, przepraszam za wszystko i buziaki :* Piosenka mojego autorstwa, a tytuł - All Good Things Come To An End - Nelly Furtado.
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:23 am

Odcinek 13. - Krwawiąca Miłość ("Bleeding Love" - Leona Lewis)

O takim bólu mówi się, że człowiek jest w stanie wyrzec się wszystkich szczęśliwych chwil, aby tylko go nie czuć. W jednej chwili chcesz krzyczeć, płakać, atakować, zamknąć się w sobie na zawsze i uciec na koniec świata. Czujesz wtedy, jak serce pęka powoli i boleśnie... Czujesz każdą rysę na nim. Łzy spływają wtedy po policzkach, niczym wodospad, ręce ci drżą, z trudem łapiesz oddech.

Drzwi pokoju 403 zatrzasnęły się z hukiem, dosłownie przed nosem pół - nagiego Gerard'a. Vicktoria biegła korytarzem w stronę schodów. Już była blisko, gdy poczuła jak zatrzymuję ją ciepła dłoń ukochanego. Chciała się wyrwać, ale on był silniejszy od niej. Spojrzała na niego z wyrzutem, a kolejne łzy spływały z jej powiek. Widząc cierpienie Vicky, Gerard miał ochotę się zabić, za to, że sprawił jej taki zawód.
- Vicky, ja naprawdę chciałem ci powiedzieć, że to już za kilka dni...
- Ale nie powiedziałeś!
- Przecież doskonale wiedziałaś, że kiedyś będę musiał wrócić... - Gee chciał pocałować Tori, ale ta wyrwała się i zbiegła schodami w dół, uciekając przed tym, co dogoni ją prędzej, niż się spodziewa. Way stał na czwartym piętrze w samym ręczniku, mając do siebie niesamowity żal, że dopuścił do takiej sytuacji i że pozwolił Vice teraz odejść...

Kilka ulic dalej, niczego nieświadoma Estella, niczym intruz, weszła do domu, z nadzieją, że jej rodzice są w pracy. Krocząc przez dom, upewniła się, że jest sama. W błogim zmęczeniu położyła się na łóżku, wspominając rozkosze poprzedniej nocy. Bez problemu mogła przywołać do siebie wspomnienie o dotyku Jared'a, jego pocałunkach i szeptach. Nagle Esti poczuła pod swoimi plecami kawałek papieru.
- Estella Souris... List? Do mnie? - powiedziała sama do siebie i otworzyła kopertę. - "Dziekanat Akademii Sztuk Pięknych w Miediolanie ma przyjemność powiadomić panią, że została pani przyjęta w poczet uczniów wyżej wymienionej uczelni..."
Zdziwienie i radość szatynki przerwał telefon.
- Wreszcie słyszę twój głos...
- Jared... heh... to ty... - głos ukochanego podziałał na nią, niczym wiadro lodowatej wody. Przed nią studia we Włoszech, a dopiero co zeszła się z Jared'em Leto! Los nie mógł bardziej zadrwić z jej marzeń, jak te dwa najbardziej nieprawdopodobne spełnić w tym samym czasie.
- Jaki entuzjazm... - brunet wyczuł w głosie Estelli dziwne zmieszanie.
- Oj, nie bądź zły, byłam bardzo zamyślona.
- Powiedzmy, że ci wybaczam. Znajdziesz teraz trochę czasu dla mnie? Vicky poszła do Gerard'a, a ja mam teraz przerwę do wieczora...
- Jasne, przyjedź po mnie... Widzimy się za pół godziny. - dziewczyna rozłączyła się. Nie miała pojęcia, co teraz zrobić... Lecieć do Europy i robić to, o czym marzyła od zawsze czy zostać z ukochanym, z którym czuła się tak cudownie jak jeszcze nigdy z nikim...

Jasmine czuła, jak uginają się pod nią nogi. Przed nią szedł Pete. Weszli do studia. Pierwszą osobą, którą ujrzała był nikt inny tylko Patrick Stump, głos Fall Out Boy. Patrick majstrował przy gitarze, podśpiewując sobie "Sugar, We're Going Down".
- Patrick, misiu kochany, twój kotek wrócił! - Wentz zaśmiał się i wyciągnął ramiona w stronę kolegi.
- To przecież mój ukochany Pete! Nie śpieszyłeś się z powrotem! Czekamy i czekamy...
- No ale jestem i... przyprowadziłem nową artystkę do wytwórni. - powiedział basista i wskazał na Jase. Stump obrócił się do niej i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Patrick Stump, miło mi cię poznać.
- Jasmine McKeane...
- Jase! To o tobie mój kociak gada bez wytchnienia, jeśli już raczy sobie przypomnieć o zespole! - zaśmiał się Pat i trzepnął Pete'a w głowę. - Andy, Joe! Pete przyprowadził Jase!
Jasmine nie rozumiała tego zamieszania wokół swojej osoby, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, gdyż w jej stronę szli perkusista i gitarzysta FOB.
- Andy Hurley...
- Joe Trohman...
Po pięciu minutach dziewczyna znalazła wspólny język z przyjaciółmi Wentz'a i wszystkie jej wątpliwości zniknęły na kilka chwil.

Gerard krzątał się po pokoju hotelowym. Był wściekły na siebie. Gotował się z nerwów. Jego zdenerwowanie nie umknęło uwadze młodszego brata.
- Gee... uspokój się... To, że będziesz biegał po pokoju niczym słonica w zagrożonej ciąży, nie zmieni faktu, że sprawa jest przesrana i tylko ty możesz coś z nią zrobić.
- I tak miałem z nią zerwać i to ty mi to uświadomiłeś!
- Ku**a! Zerwać to jedno, ale ty jej nic nie powiedziałeś! Nie obwiniaj mnie teraz za to, że sobie za dużo pozwoliłeś i za szybko! Gdybyś nie zaciągnął jej do łóżka, nie byłoby teraz nad czym płakać!
Ostatnie zdanie było dla starzego Way'a o jednym zdaniem za dużo. Podszedł do brata i chwycił go za bluzę.
- Nie zaciągnąłbym jej do łóżka, gdybym nic do niej nie czuł!
Do pokoju wszedł Ray i rzucił się w stronę braci.
- Co wy? Przesadziliście w wąchaniem kleju do tapet?! Ku**a, Gerard puść go!
Gerard puścił Mikey'a i wyszedł z pokoju.

Estella siedziała na łóżku Jared'a w jego pamiętnej koszuli i rozmyślała nad swoim dalszym losem. Bała się powiedzieć Leto, że dostała się na wymarzoną uczelnię. Była pewna, że chce jechać, mimo spędzonych chwil w sypialni Jare'a. Producent wyszedł z łazienki i objął Stellę.
- Aż żal znowu wracać do pracy...
- Jared... Czy ty... jesteś we mnie zakochany? - "Boże, powiedz, że nie... błagam.." myślała w duchu szatynka. Gdyby powiedział, że nie, łatwiej byłoby jej powiedzieć o studiach w Europie.
- Zakochany? Prawdę mówiąc...
"Powiedz, że nie... powiedz, że nie..."
- ... Jestem zakochany jak nigdy dotąd. - brunet przypieczętował słowa namiętnym pocałunkiem.

Andy poszedł pokazać Jase wytwórnie, kiedy Wentz i Stump załatwiali formalności związane z zaangażowaniem nowej artystki.
- Pete... Nie wiem czy to mądre...
- O czym ty mówisz?
- Z jednej strony... to przecież siostra Vicktorii... Jared zawsze był nam bardzo pomocny... Z drugiej strony... to twoja dziewczyna... To jakby kontrakt po znajomości. Nie wiem, co o tym sądzić.
- Vicky robi swoje z Jare'em, a my będzimy pracować z Jase... A kontrakt zaproponowałem jej, zanim zostaliśmy parą.
- Nadal nie podoba mi się ten pomysł...

Jared miał jeszcze trochę czasu przed powrotem do wytwórni. Estella musiała wracać do domu i w drzwiach Leto wpadła na jego starszego brata.
- Hej Shannon.
- Hej...
- O, kogo tu diabli nadali! Zboczeniec vel Świntuch! - Jared przywitał się z bratem serdecznie, jak miewał to w zwyczaju. Shannon przez chwilę powiątpiewał w swoją poczytalność i zapytał:
- Czy to przypadkiem nie była Estella?
- No... tak... Heh...
- Jared! Ty pedofilu! Ona jest nieletnia! Ja pie***ę! Już myślałem, że gorzej z tobą być nie może! Ile razy?!
- Co ile razy?
- Wiesz co!
- Dwa! Co ci do tego?!
- To jeszcze dziecko! I ty się plułeś, że Gee i Tori już mają ten etap za sobą!
- No... ale co ja na to poradzę, że...
-... ŻE?! - Shannon tracił cierpliwość, jak za każdym razem, kiedy jego młodszy braciszek próbował pokrętnie się tlumaczyć ze swoich wybryków.
- ... no ku**a no! Zakochałem się!
Shannon nie wiedział, czy ma najpierw zawiadomić Echelon, czy prasę, czy Scarlett, a może matkę? Jego młodsyz brat, Jared Leto, pierwszy przystojniak na scenie muzyki rock'owej i Hollywood, pożądany przed tłumy kobiet od 9 do 99 lat... zakochał się.

Vicktoria po długiej tułaczce przez Los Angeles, w poszukiwaniu sposobu na pozbycie się strasznego bólu duszy, dotarła pod wieczór do Virgin Records. Jared'a jeszcze nie było. Dziewczyna usiadła na fotelu i próbowała powstrzymać się od płaczu. "Dlaczego byłam taka głupia? Ja i Gerard Way?! Co ja sobie myślałam... Przecież to było logiczne... A ja, idiotka, zakochałam się w nim..." Minęło pięć minut, a w drzwiach studia pojawił się Gerard. Podszedł do niej niepewnie. Objął dłońmi jej delikatną i zapłakaną twarz.
- Vicky... ja nie chciałem... Nie mógłbym cię zranić... Nie w ten sposób...
- Nie mów nic... proszę...
- Muszę... jesteś dla mnie nieocenienie ważna... niestety... to nie ma sensu... nie ma przyszłości...
- Błagam! Nie mów już nic! - Vicky była na granicy nerwów... Nie mogła przestać płakać. Nie chciała już jego tłumaczeń.
- Wracam na drugi koniec kraju... Potem Europa.. Nowa płyta... Nie miałbym czasu... Potem ty wydajesz płytę...
- Zamilcz! Już nie mogę tego słuchać!
- Kocham cię! Kocham cię, ale dla naszego dobra muszę to zrobić! - Gee nadal obejmował jej twarz, a łzy również jemu cisnęły się do oczu.
- Gee... błagam... ja już nie mogę...
-... Vicky... kocham cię...
- Odejdź! Jedź już!
-... To koniec.
Po tych słowach Way złożył na ustach dziewczyny ostatni pocałunek. Trwał krótko, jednak dla niego i dla niej zdawał się trwać wieczność... Piękną, namiętną, jednak bolesną. Wiedzieli, że kiedy ich usta się rozłączą, już nigdy więcej nie odnajdą siebie nawzajem. Smakowali siebie poraz ostatni. Pierwsza przerwała Vicktoria, odpychając jednocześnie Gerard'a, a ten, chociaż nadal pragnął jej ust, starł jedną z jej łez, po czym wybiegł ze studia. Wybiegł, pozostawiając Vicktorię z krwawiącym sercem, które mu oddała...

Słuchajcie... Chcę wam tylko powiedzieć, że moja chora wyobraźnia podrzuciła mi tak realistyczny obraz ostatniej sceny, że się popłakałam xD Wybaczcie, ale musiała to zrobić... Dla fanów sielanki - jeszcze długo nie będzie dobrze. Jednak, nie traćcie nadziei! Dzięki :*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:30 am

Odcinek 14. - Łzy Nie Spadają ("Tears Don't Fall" - Bullet For My Valentine)

Czy tydzień prawdziwego szczęścia i odwzajemnionej miłości jest warty wielu godzin, dni, a nawet lat cierpienia spowodowanego rozstaniem? Czy jeden pocałunek ukochanego wystarczy, aby przetrwać bez niego przez resztę życia? I co to za życie, jeśli nie możesz być z osobą, którą pokochałeś duszą, sercem, umysłem, ciałem... całym sobą? Gdzie znaleźć schronienie przed następnym takim zawodem? Jak uciec od cierpienia? Czemu miłość jest taka... cudownie bolesna?



Przez łzy Vicktoria widziała sylwetkę Gerarda, który opuścił studio w zdumiewająco szybkim tempie. Chciała pobiec za nim, cofnąć wszystko. A jeśli nie mogłaby go zatrzymać przy sobie, najchętniej cofnęłaby się do tego feralnego dnia, kiedy nie usłuchawszy Jared'a, kochali się całą noc... Albo do dnia, kiedy nagrywali razem piosenkę i potem się pocałowali pierwszy raz... Albo aż do dnia, kiedy Jared poznał ich sobie na imprezie. Vicky podeszła do drzwi i już chciała je otworzyć, wybiec za Gee'm, ale nie otworzyła ich. Oparła się plecami o nie i osunęła na podłogę. Siedziała tak oparta o drzwi i tonęła we własnych łzach. Przed oczami miała obraz ich wspólnych chwil, które chciała jednocześnie zachować w sercu i wyrzucić z umysłu. Każde wspomnienie o jego oczach, głosie, dotyku bolało ją bardziej od ran zadanych sobie żyletką... Pamiętała ból zadany sobie żyletką... Dawno temu, kiedy jej rodzice byli blisko rozwodu, a ona nie chciała, żeby się rozstali. Myślała, że jeśli da im powód do zmartwień, przestaną się kłócić. I miała rację. Jednak tamten ból zaczął ją kusić...

W pewnej chwili ktoś chwycił za klamkę. To Jared, chciał wejść do środka.
- Ja pie***lę, co to za drzwi poje... Vicky?! Vicky! Wstawaj i wpuść mnie!
Vicktoria nawet nie wstała, tylko przesunęła się w drugą stronę. Leto wszedł do środka, prawie wyważając drzwi.
- Vicky... Boże, Vicky, co ci jest?! Co się stało?! Powiedz coś?! - Jared próbował odciągnąć jej dłonie od twarzy. Kiedy mu się udało, jego oczom ukazało się zapłakane oblicze Tori, która dławiła się własnymi łzami.
- Gee... on...
- Co on zrobił?!
- On... powiedział... to nie ma sensu... i przyszłości... - Tori ledwo mówiła przez krople łez.
- Jak to?!
- On... wyjeżdża...
Jared nie wiedział czy ma dotrzymać obietnicy danej Gerard'owi, kiedy ten zjawił się z kwiatami dla Vicky w studiu ("Za to ty jesteś z moją artystką i spróbuj tego nie schrzanić, rozumiesz? Bo pewnego dnia obudzisz się z majtkami mojego brata na głowie, przysięgam!") czy zostać z Vicktorią, żeby ta sobie nic nie zrobiła. Nagle coś go olśniło i wyciągnął swoją znaną już wśród napalonych fanek komórkę marki Blackberry.

Mając pewność, że Tori została bezpieczna z Estellą, Jared pojechał do Hotelu Hilton. Nie zapukał nawet do drzwi. Niechcący owe drzwi otworzyły się na twarzy Mikey'a.
- Ku**a! Co ty sobie robisz?! - powiedział Mikey, łapiąc się za nos.
Jared nie przejął się krwotokiem z nosa młodszego Way'a. Rzucił się w stronę Gerard'a i pchnął go na ścianę.
- W mo**ę dawno nie dostałeś?! Chcesz wiedzieć, co znalazłem w studiu? A raczej kogo i w jakim stanie?
- Jare... ja... nie miałem wyjścia...
- Gó**o prawda! Jakby ci zależało, dalibyście radę wytrwać w tym związku!
- Ja nie chciałem! Ale to dla naszego dobra... a zwłaszcza dla jej dobra! Jest młoda... niedługo będzie sławna...
- Dla jej dobra zostawiłeś ją samą, roztrzęsioną! Trzymaj mnie ktoś, bo zaraz chyba cię zabiję! Nie mam majtek Shannon'a przy sobie, wybacz. Nawet jego króliczki nie zasługują na znalezienie się na głowie takiego gnoja jak ty! - Jared kopnął Way'a w kolano i wyszedł. Gerard usiadł na fotelu i próbował pozbierać myśli...

Przez kilka dni Vicktoria nie wychodziła z domu. Siedziała zamknięta w swoim królestwie. Można powiedzieć, że królestwo zostało poddane próbie... Pełno kartek na ziemi, a na nich rozpoczęte teksty piosenek. Na ziemi leżały podarte plakaty My Chemical Romance. Kwiaty, które przyniósł jej Gee, niegdyś, chociaż zasuszone, stały w wazoniku. Teraz leżały również na ziemi. A wśród tego chaosu Vicky. Zapłakana. Chudsza o parę kilo. Nie spała od kilku dni. Nie wpuszczała do pokoju ani Shane'a ani rodziców. Nie chciała jeść... Powoli zaczynało brakować jej łez. Potrafiła już tylko patrzeć tępo i beznamiętnie w przestrzeń. Łapała się na tym, że w panice chwytała za taśmę klejącą i próbowała posklejać fotografie ukochanego. Chwilę po tym śmiała się sama z siebie, że przecież byli razem tak krótko. Po czym przypominała sobie jego ostatnie słowa. "Kocham cię". Chwile zadumy przerywał jej dzwonek komórki. Wersja akustyczna "The Kill" zapowiadała, że to Gerard dzwoni. A dzwonił prawie co godzinę. Bała się odebrać. Bała się, że każde jego słowo utwierdzi ją w przekonaniu, że on jednak ją kocha. Że nie chciał jej opuszczać. Że łzy w jego oczach były równie prawdziwe jak jej łzy. Skoro ją kochał, czemu pozwolił, żeby tak to się skończyło? Żyła zamknięta we własnym świecie, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje poza murami domu McKeane'ów...

Dzień wcześniej...

Godzina czwarta nad ranem. Światło księżyca towarzyszyło Estelli w nocnych przemyśleniach. Była pewna, że Vicky nie śpi, tylko płacze. Tak bardzo chciała jej pomóc. Chciała też jej się poradzić. Ale brzmiałoby to jak kiepski żart... Przecież miała zamiar porzucić Jared'a w taki sam sposób jak Gee zrobił to z jej przyjaciółką. Czuła się podle. Wszystko pogarszał fakt, że leżała obok niego. Czuła jego oddech. Jego skórę. Jego dłonie. Spał spokojnie utwierdzony w przekonaniu, że ktoś go kocha i chce być z nim. Chociaż to on był mężczyzną, obecność ukochanej kobiety dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Ona o tym wiedziała, dlatego tak trudno przychodziło jej powiedzenie prawdy.

Ósma rano. Jared powoli budził się ze snu. Estella nie zmrużyła oka, dręcząc się wyrzutami sumienia. Jared delikatnie pocałował jej ramię. Myślał, że ona śpi. Wstał bezszelestnie i udał się do kuchni, aby przygotować śniadanie. Gdy wyszedł, Estella ubrała się i zeszła na dół.
- Jare... musimy... muszę ci coś powiedzieć...
- Tak kochanie?
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale...
- Byle nie po chińsku.
- ... ja... muszę wyjechać...
"Wyjechać". Jared'owi odrazu przypomniał się obraz załamanej Vicktorii.
-... wyjeżdżam na studia... do... Mediolanu...
Jared odłożył talerze. Nie odwrócił się nawet w stronę Esti.
- Od kiedy o tym wiesz? - powiedział bardzo spokojnie, jednak Stella słyszała załamanie w jego głosie.
- Od trzech dni...
- Trzy dni... Trzy dni?! Pozwoliłaś mi się cieszyć, że nie spotkało nas i nie spotka taka sytuacja jak Gerard'a i Vicky i nagle oświadczasz mi, że wyjeżdżasz?!
- Jared, ja chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale przez to z Vicky jeszcze bardziej się bałam, że cię zranię! - Esti była bliska płaczu.
- Więc to koniec?
- Obawiam się, że tak... muszę wyjechać jak najszybciej, jeszcze przed rozpoczęciem roku...
- Wyjdź.
- Co?! - dziewczyna nie mogła uwierzyć, że kazał jej po prostu wyjść.
- Po prostu wyjedź.
Nie spojrzał nawet w jej oczy, a ona wyszła. Usłyszał tylko jak brama się zamyka za nią. Za dziewczyną, którą pokochał bardziej niż inne... Nagle ogarnęła go wściekłość. Rozbił talerze. Kawałki szkła poraniły jego dłonie. Krwawił, ale dalej niszczył to co napotkał na drodze. Wazony, rzeźby... Nie panował na sobą. Telewizor wylądował na ziemi. Za nim cała biblioteczka. Kieliszki, alkohole w barku. Miedzy dźwiekami rozbitego szkła, a innymi przedmiotami Jare nie usłyszał jak ktoś wszedł do środka.
- Jared! Ku**a, Jared, co ty wyprawiasz do cholery jasnej?! - Shannon powstrzymał brata od zniszczenia obrazu wiszącego na ścianie.
Jared zamilkł. Nic nie powiedział. Usiadł w fotelu i milczał, a Shannon usiadł obok niego i o nic nie pytał. Był pewien, że serce jego braciszka zostało poćwiartowane.

Dwa dni później...

Vicktoria pojawiła się w studiu po czterodniowej przerwie. Czekał tam Jared. Właśnie dopracowywał "Favourite Sin". Vicky kiedy tylko usłyszała partie wokalne Gerard'a, wybuchła płaczem. Jednak nie takim jak poprzedniego razu. Był to histeryczny płacz. Z bezradności. Płakała, bo wiedziała, że teraz jest już za późno. Teraz już nic nie odda jej chwil spędzonych z ukochanym. Jared podszedł do niej i złapał ją za dłonie. Jak rzadko kiedy, wiedział dokładnie, co ona czuje, ale nie widział, co powiedzieć. Nie potrafił sobie pomóc, a co dopiero innym.
- Tori... łzy nic nie pomogą... demolowanie mieszkania... to nic nie da. Ten ból będzie jeszcze długo w naszych sercach...
- Naszych?
- Estella mnie zostawiła... Jedzie do Włoch na studia...
- Nic mi o tym nie mówiła.
- Dowiedziała się pięć dni temu. Pewnie nie chciała cię zarzucać własnymi problemami...
Vicky spojrzała na producenta z większym zrozumieniem i akceptacją niż kiedykolwiek. W tej chwili on jak nikt nigdy ją rozumiał. Był na niej rodziną i przyjaciółką. Jared myślał dokładnie to samo. Uśmiechnęli się do siebie.
- Chyba mamy tylko siebie teraz... Nikt nas lepiej nie zrozumie niż my sami. - powiedział brunet i objął Vicky.

Przez następne dwa tygodnie Jared i Vicky spędzali każdą wolną chwilę razem, wspierając się wzajemnie. Do późnej nocy pracowali w studiu, przelewając smutek na muzykę. Jak nigdy wcześniej pisali razem teksty. Zawsze kiedy Vicky pochylała się nad kartką, Jared czuł się, jakby słowa, które pisała, wyryły się na jego sercu. Czuli i myśleli dokładnie to samo, ich słowa uzupełniały się tak idealnie, że wręcz co zdanie zamieniali się długopisami. Nie raz atrament lądował na nosie Jared’a, co doprowadzało ich do ataku śmiechu. Kiedy dziewczyna próbowała zetrzeć atrament z jego nosa, czuli między sobą tajemnicze przyciąganie. Takich chwil, w których byli bardzo blisko siebie było wiele. Każdą z nich kończył powrót do pracy. Potem do domu, gdzie zapominali o ich bliskości. W domu znowu czuli się samotni, zranieni. Czuli cały ten ból, z którym łatwiej było im się uporać, kiedy byli razem. Działali na siebie jak znieczulenie, powoli uzależniając się od własnego towarzystwa. Noce były najgorsze. Czuli się jak podczas głodu narkotycznego. Potrzebowali siebie, aby uporać się z własną samotnością.

You've killed my dreams for 30 hours
I wonder, why do I still care?
When You don't listen my scream seems so hollow
And day by day I hate you more
You've been the voice I used to follow
These 30 hours seem so long...


- Ta piosenka jest naprawdę świetna...
- Wkońcu mieliśmy dobrą inspirację, prawda?
- Może wyskoczymy na piwo, co?
- Jestem nieletnia, nie sprzedadzą mi.
- To chodź do mnie. Ja ci sprzedam. - zażartował Jare i otworzył Vicky drzwi od samochodu.

Dwa piwa. Rum. Likier kawowy. Wino. Jared i Vicky zaśmiewający się na kanapie w salonie Leto.
- ... i wtedy Shannon ubrudził Scarlett keczupem! Przegapiłeś taki widok! - Vicky wspominała imprezę u Jared'a.
- Zawsze podziwiałem mojego braciszka. Chyba mu wystawię za to pomnik!
- Oj... ja muszę wstać do toalety, ale chyba nie dam rady...
- Ja ci pomogę...oooo!
Jared i Tori przewrócili się na siebie, lądując na podłodze i turlając się ze śmiechu. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Na chwilę przestali się śmiać i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Jakby od niechcenia ich usta spotkały się. Najpierw na sekundę. Potem na pięć. Kolejne pocałunki były coraz dłuższe i coraz bardziej łapczywe. Jakby próbowali sobie wynagrodzić smutek ostatnich trzech tygodni. Nie myśleli o konsekwencjach. Istnieli tylko oni i ta jedna chwila. W zapomnienie odeszli Gerard i Estella, o których mówili, że nikt ich nigdy nie zastąpi. Zapomnieli o tęsknocie. Alkohol uwolnił ich od wstydu i zahamowań. Wiedzieli, co robią i nie przeszkadzało im to. Było im tak razem dobrze. Vicky przewróciła się na plecy, a Jared nachylił się nad nią, nadal ją całując. Powoli chcieli pozbyć się ubrań, gdy coś ich zatrzymało w tym samym momencie. Opamiętali się.
- Jared... to... nie wiem... nie powinni było się wydarzyć...
- Masz rację, to mój błąd.
- Nie, to nie był ani twój ani mój błąd. Po prostu... my tego nie chcemy... znaczy chcemy, ale z niewłaściwych powodów.
- Połóżmy się lepiej i wytrzeźwiejmy...

Na drugi dzień Leto i McKeane spotkali się w kuchni Jared'a w poszukiwaniu wody lub aspiryny.
- Pamiętasz... to… co...? - zaczęła Vicky.
- Pamiętam.
- Żałujesz?
- Nie. Było przyjemnie... A ty? Ty żałujesz? - Jared zapytał i złapał siebie samego na dziwnym zaniepokojeniu albo... strachu.
- Nie. Było bardzo przyjemnie. - Vicky się uśmiechnęła, a brunet odczuł niepokojącą ulgę na sercu.
- Ale... bez zobowiązań? - producent żałował, że w tej chwili nie ugryzł się w język.
- Oczywiście, że bez. - ton Vicky nie wyrażał żadnych emocji, jednak ona poczuła dziwne i nieprzyjemne ukłucie, kiedy odpowiedziała.
Tak w ciszy, przy wodzie i aspirynie patrzyli na siebie i bili się z własnymi myślami, czy ich pocałunek naprawdę nic nie zmieni...

No tak... Teraz to już chyba mnie zabijecie xD Kocham mieszać i wstrząsać Very Happy Jak zwykle - fragment mojej piosenki. Tytuł to piosenka jedno z moich ukochanych zespołów - Bullet For My Valentine "Tears Don't Fall". Mam nadzieję, że wam się podoba i nie pogubiliście się w strefie czasowej... Jakby co, to umówmy się, że Vicky i Gee zerwali 3 tygodnie temu. Buziole :* I podziękowania dla Mrs White za pomoc :*:*:*:*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:36 am

Odcinek 15. - Cofnąć Czas ("Turn Back Time" - Aqua)

Pewne wydarzenia powinny zostać przemilczane, chwile zapomniane. Nawet te piękne i niepowtarzalne... Nieosiągalne i zakazane. A co, jeśli twoja świadomość kłóci się z twoją nieomylną podświadomością? Chcesz coś myśleć, w coś wierzyć, a podświadomie robisz coś całkiem innego. Pragniesz czegoś całkiem innego. To pragnienie ogarnia twój umysł, każdą myśl i gest. Chcesz myśleć o tym, o czym powinieneś, a marzy ci się coś innego... Przez jedną chwilę zapomnienia zaczynasz pożądać innych ust, innej woni włosów, skóry, głosu... Kogoś innego. Kogoś, kogo nie możesz mieć albo myślisz, że nie powinieneś mieć. Paradoks? Nie. To właśnie nieumiejętna próba sterowania podświadomością, która i tak wie, czego chcesz... Ale czy uda ci się jej uciec?

Vicktoria i Jared stali w kuchni. Nastała krępująca cisza. Oboje chcieli coś powiedzieć, ale to, co wydawało się odpowiednim, nie było tym, o czym myśleli w duchu.
- Na mnie już czas... Dzięki i... wybacz. - dziewczyna wzięła ostatni łyk wody.
- Wybacz? Nie mam ci czego wybaczać. - "Czy ona żałuje? Boże, a jeśli jednak... Nie... Nie! Nie mogę TAK o NIEJ myśleć! Nie o NIEJ! Przecież kocham Estellę! Czy... czy to możliwe, że ja...?". - Jared stał się więźniem własnych myśli i pragnień. - Chociaż byliśmy pijani, to raczej byliśmy świadomi naszych czynów. Czyż nie?
Vicky podniosła wzrok i spotkała jego spojrzenie. Te niebieskie oczy. Czuła jak przeszywają jej umysł i serce. Bała się cokolwiek pomyśleć, bo miała wrażenie, że te oczy wszystko widzą. On najwyraźniej wyczuł jej strach i odwrócił głowę.
- Widzimy się jutro w studiu. - powiedziała i podążyła w stronę wyjścia.

"Czyż nie? Nie... Tak... Nie wiem. Co ja mówię?! Tak! Najgorsze jest właśnie to, że byłam tego świadoma i tego chciałam! Chcę nadal. Boże... Jak ja tego pragnę, a nie mogę. Moje serce należy do Gerard'a. Przecież go kochałam. KOCHAŁAM? Czyli... nie kocham? Nie. Niemożliwe. To za szybko... Nie, nie mogę tego chcieć. On na pewno tego żałuje i nadal myśli tylko o niej..."

Poniedziałek. Miasto Aniołów budzi się do życia. Leto odruchowo po przebudzeniu obrócił głowę w tą stronę łóżka, gdzie jeszcze niedawno leżała Estella. Jeszcze niedawno widok pustego łóżka łamał jego serce. Tego ranka czuł dziwną pustkę. Żadnych emocji. Żadnego bólu. Nie szukał zapachu jej włosów na poduszce. Nie JEJ. Po chwili westchnął głęboko, znowu łapiąc się na zakazanych myślach i kuszących szeptach jego podświadomości. Wstał, ubrał się i wyszedł do studia.

Mijały kolejne godziny w studiu. Oboje wiedzieli, że każda godzina zbliżała ich do końca współpracy nad pierwszym albumem Vicktorii. Starali się unikać kontaktu wzrokowego, jakby groziło to oparzeniem. Jared czuł jak męczy go ich wspólna praca. Dręczyły go jego sprzeczne myśli i ogromna różnica między pragnieniami jego serca a rozważaniami jego umysłu. Chciał zostawić Tori w studiu i wrócić do dawnego życia, a jednocześnie jakaś zbuntowana i opętana komórka jego ciała chciała znaleźć się po drugiej stronie szyby dźwiękoszczelnej.

Jasmine była w ciągłej podróży między Nowym Jorkiem, a Chicago. Zajęcia w szkole baletowej oraz nagrywanie płyty sprawiało jej frajdę, ale niszczyły ją fizycznie. Zarówno na sali ćwiczeń jak i w studiu nagrań starała się nadawać z siebie wszystko. Robiła wszystko to, co kochała i znajdowała się wśród bliskich jej osób. W Chicago z Pete'm i całym FOB, zaś w N.Y. z Luną oraz Lue, który przyplątał się za siostrą do ciotki na resztę wakacji.
- Jase, ty nie w Illinois? - zdziwił się Lue, trafiając na Jasmine w kuchni.
- No co ty. Jest poniedziałek, dzisiaj mam zajęcia. Jadę jutro. - powiedziała McKeane, pochłaniając kolejną porcję naleśników z syropem klonowym. - A twoja siostra nie schodzi na śniadanie?
- Nie wiem. Pewnie śpi jeszcze... Ona prawie nic nie je... Wczoraj zrobiłem risotto z krewetkami, jej ulubione. Nawet nie tknęła. Mówiła, że źle się czuje, czy coś takiego.
- Martwię się o nią. Normalnie chodzący szkielet. Jeszcze się kiedyś połamie. Dobra, ja już spadam na trening. Powiedz siostrze, żeby pośpieszyła ten swój kościsto - ekologiczny tyłek, bo się spóźni. - Jase odstawiła talerz do zlewu, chwyciła torbę treningową i wyszła z domu.

Shane kroczył pewnie wzdłuż Sunset Boulevard. Właśnie znajdował się przy klice, gdzie pracuje dr. McKeane – Kaiser Foundation Hospital, gdy zobaczył dziwnie znajomą postać, wychodzącą z budynku. Młody McKeane jak zwykle zaczął przeklinać swoją wadę wzroku i wyjął okulary. Gdy okulary zredukowały jego wadę - 0.75, jego oczom ukazał się widok, który niemalże zwalił go z nóg... Z kliniki wychodziła jego matka... I szła pod rękę z innym mężczyzną... Idąc w stronę samochodu, kobieta zauważyła syna i podbiegła do niego.
- Shane... Co ty tu robisz?
- Idę po zakupy... i przy okazji spotykam ciebie... z innym facetem.
- Synku, to nie jest tak, jak myślisz!
- Dorothy, wsiadaj! Pokój w hotelu nie będzie czekał w nieskończoność! - zawołał wyskoki blondyn, wsiadając do auta.
- Nadal nie jest tak, jak myślę?! - Shane odepchął matkę od siebie.
- Kochanie, błagam... Nie mów ojcu.
- Nie bądź śmieszna. Sama mu to powiesz. - powiedział pierworodny i poszedł dalej, zatrzymując się na chwilę przy aucie i uderzając w drzwi...

Sala ćwiczeń wypełniła się grupką młodych talentów świata baletowego. Każda dziewczyna, uczesana w koczek, już zabierała się za rościąganie, kiedy na salę wbiegła zdyszana Luna.
- Mary - Kate, od kiedy ty się spóźniasz? - zakpiła sobie Jase.
- No normalnie, powinnaś dostać Nobla za ten dowcip. Zaspałam.
- Już, dziewczynki. Koniec gadania. Przyprowadziłam dzisiaj mojego ucznia z zeszłego roku. Poćwiczycie z nim pas de deux. Luna, znasz kroki. Chodź tu! - na salę weszła tanecznym krokiem trenerka, Viola, wysoka brunetka o zielonych oczach i serdecznym uśmiechu. Luna opuściła nogę z drabinki i ruszyła na środek sali, kiedy nagle upadła na parkiet.
- Luna, o mój Boże, Luna! - Jasmine pobiegła w stronę przyjaciółki.

Godzinę później Jase i Lue siedzieli w poczekalni na pogotowiu, czekając na lekarza, który badał młodą Soledat. W poczekalni panował spokój. O dziwo, nikogo tam nie było, z wyjątkiem dwójki przyjaciół. Co kilka minut korytarzem kroczyła jakaś pielęgniarka. Lue wstawał co jakiś czas i chodził zniecierpliwiony od ściany do ściany. Nagle wyszedł do nich lekarz.
- Jesteście rodziną?
- To moja siostra.
- Więc słuchaj. - lekarz westchnął. - Twoja siostra zemdlała... z głodu.
- Z głodu?!
- Ona... cierpi na bulimię.
Lue spojrzał na lekarza z przerażeniem w oczach i zaraz potem usiadł obok Jasmine, która była w takim samym szoku, co on.
- Twoja siostra powinna wrócić do domu i zacząć chodzić na terapię. Inaczej sobie z tym nie poradzi.
- Ale czemu ona to robiła? Nie miała żadnych problemów... Nic nie wskazywało na to... Fakt, mniej jadła, ale...
- Regularne wizyty u psychologa powinny wyjaśnić, co było przyczyną. Chyba, że sama wam to powie.
- Możemy z nią porozmawiać?
- Narazie śpi. Wracajcie do domu. Jutro powinniśmy ją odesłać do szpitala w Los Angeles. Możecie przyjść jutro z rana z jej rzeczami.

Jase i Lue wracali do domu ciotki alejkami Central Park'u.
- Jak się dowie, że musi wracać do domu, załamie się. To stypendium było dla niej wszystkim.
- Wiem... Mama wpadła w histerię jak się dowiedziała. Już chciała łapać lot, ale to nie ma sensu. Nie rozumiem, dlaczego ona się do tego doprowadziła? - chłopak podniósł oczy ku niebu.
- Kiedyś wspominała... że jak na baletnicę... nie jest wystarczająco szczupła... - przypomniała sobie brunetka, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem.
- To przecież bzdura! Moja siostra zawsze była szczupła, a nawet bardzo! Co jej przyszło do głowy, żeby...
- Czasami robimy rzeczy, których inni by się po nas nie spodziewali. - powiedziała Jase i wróciła myślami do swojej płyty, o której wiedzieli wszyscy, oprócz tych, co zostali w L.A. Czuła się podle, że w takiej chwili myślała o swoich problemach. Nie rozumiała też, w czym leży jej problem. Mogła przecież zadzwonić. Opowiedzieć o tym rodzicom, bratu... i Vicktorii. Nie była jednak pewna reakcji siostry...

Vicktoria widziała, jak Jared odwraca wzrok za każdym razem, kiedy ona na niego spogląda. Udawał, że coś przestawia, że poprawia włosy albo odbiera wiadomość na Blackberry. Nie było jej łatwo, zwłaszcza, że jego zawsze dopingujący wzrok motywował ją i podnosił na duchu. Jej głos wtedy miał większą siłę. Jared to wiedział. Czuł się odpowiedzialny za całą tą sytuację i nie chciał, żeby wpłynęło to na jakość jej pierwszego albumu, za który również czuł się odpowiedzialny. Przyszło mu to z trudem, ale wkońcu zdobył się na odwagę, żeby podnieść wzrok i spojrzeć Vicktorii w oczy. Przez sekundę usłyszał zmieszanie i zdziwienie. Potem słyszał już ten stary, dobrze znany mu "power" w jej głosie. Zobaczył uśmiech na jej twarzy i sam uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Na dzisiaj koniec. - brunet ściągnął słuchawki i wstał z krzesła. Tori wyszła z kabiny dźwiękoszczelnej i oparła się na konsoli.
- Tak... to był długi i pracowity dzień... Wyjątkowo mi się dłużyło dzisiaj w studiu... - Vicka spojrzała wymownie na producenta.
- Racja... dzisiaj nam się wyjątkowo trudno współpracowało... Chyba nawet wiem dlaczego... - Leto zbliżył się do dziewczyny i również oparł się o konsolę. Vicky, jak to ona miała w zwyczaju w chwilach niepewności, ukryła zażenowanie pod długą grzywką.
- Vick... oboje wiemy co jest grane... Czasu nie cofniemy... Musimy zebrać się w sobie i... zapomnieć o tym, co się stało.
- Zapomnieć... JasSsne... - Vicka opuściła głowa i zaraz potem ją podniosła, patrząc w oczy Jared'owi. - Nie ma sprawy. Nic się nie stało. Żaden pocałunek nie miał miejsca.
- Dokładnie. Wracajmy już do domu. Jutro znowu czeka nas ciężka praca. - Leto zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, a Vicktoria bez słowa opuściła Virgin Records. Z jednej strony poczuła ulgę, a zdrugiej wymuszone zapomnienie ciążyło na jej sercu jeszcze bardziej...

Hehe Very Happy Jakieś słowo do pariafian trzeba walnąć... Odcinek 16. może pojawić się z poślizgiem o nawet tydzień, ponieważ w ten weekend mam gości i nie będę mogła pisać w nocy. Proszę o cierpilowść - będzie wynagrodzona xD Pozdrawiam was wszystkich i zapraszam na www.patsy-girl.blog.onet.pl . Piosenka zespołu Aqua - Turn Back Time.
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:40 am

Odcinek 16. - Niewinność ("Innocence" - Avril Lavigne)

Moi drodzy parafianie (xD), dzisiaj kazanie na początku <hehehe>. Ten odcinek może was troche przerazić albo wkurzyć, ale no cóż... Musicie jakoś przeboleć niektóre wątki. Zbliża się weekend, więc pewnie przystąpię do pisania kolejnych odcinków. Dobra, nie będę dłużej truć. Piosenka: Avril Lavigne - Innocence.



* * *



Kolejna walka myśli i pragnień. Bitwa między nienawiścią a przedziwnym uczuciem, które przejawia się uśmiechem na twojej twarzy. Patrzysz i widzisz milion wad, przewinien i grzechów. Wszystko tylko po to, żeby szybciej zapomnieć...

Minął tydzień, od kiedy Vicktoria i Jared starali się pracować normalnie. Jakby nigdy nic. Vicky śpiewała. Jared miksował. Vicky go unikała, a Jared... fiksował. Owoc ich pracy dojrzewał każdego dnia i każdy dzień zbliżał Vicktorię do wydania pierwszej płyty.
- Rozmawiałem z Sam'em. - powiedział producent.
- Sam nadal przewodzi wytwórni?
- Tak. Szef musiał zostać dłużej w Wielkiej Brytanii. No więc rozmawiałem z Sam'em. Nie zgadniesz, jaki jest plan na dzisiaj!
- Hm... pomyślmy... Masz zamiar mnie pocałować i udawać, że nic się nie stało? - powiedziała Tori z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Brunet westchnął głeboko i spojrzał podopiecznej w oczy.
- Vicky. Dla dobra twojego i twojej płyty musimy pochować topór wojenny. Zgodziłaś się na to! Teraz, na finish'u naszej pracy, musimy pracować dwa razy ciężej! No... Dzisiaj... kręcisz swój pierwszy teledysk.
- Co?! I ja się o tym dowiaduję dopiero teraz?! - Vicky miała wrażenie, że zaraz wybuchnie.
- Uspokój się. Wszystko jest pod kontrolą. Pomysł jest fajny, a twoim pierwszym singlem będzie "Feels Like I'm Yours". - powiedział zadowolony Leto, na co Vicky spojrzała na niego jak na zdrajcę i powiedziała:
- Co?! Cholera! Czemu akurat ta piosenka? Jest trzynaście innych do wyboru i musieliście wybrać akurat "Feels Like I'm Yours"?!
- A co jest w niej takiego strasznego?
- Jest o Gerardzie!
Jared podniósł wzrok i zastanowił się chwilę, po czym usiadł przy Vicky i rzekł:
- Vicky... Tu chodzi o twoją przyszłość... Ta piosenka da ci miejsce na listach. Ona pokazuje twoje możliwości, ale nie odsłania wszystkich odrazu. Nie widzę innej piosenki, która bardziej pasowałaby na twój promujący singiel.
Tori nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła, że Jare ma rację. Jednak nie zapomniała całkiem o Gee'm i ta piosenka przypominała jej, jak dobrze było im razem i jak później cierpiała.
- Eh... Ku**a... Skoro tak twierdzisz... to o której te zdjęcia?

Shane i Scarlett jedli razem śniadanie. W małym i skromnym mieszkanku unosiła się woń naleśników. Młody McKeane i jego ukochana siedzieli razem w ciasnej kuchni, pomalowanej na żółto. Stolik, przy którym siedzieli, stał pod oknem z pomarańczowymi zasłonami i parapetem pełnym kwiatów. Jak codzień rano rozmawiali o tym, co ich trapi.
- Shane... wiem, że nie chcesz rozmawiać z matką, ale... każdemu należy się szansa...
- Szansa? Chyba sobie kpisz! Znowu zdradza ojca! Nie mam ochoty przechodzić znowu przez to samo piekło. Ona łaziła z nie wiadomo kim i nie wiadomo gdzie, ojciec pracował od rana do nocy, Vicky się cięła, a Jase nie wychodziła całymi dniami z pokoju albo w ogóle nie wracała do domu.
- Twój ojciec nadal nic nie wie... o tym facecie z kliniki? - zapytała Scarlett i chwyciła dłoń Shane'a.
- Pewnie nie wie... Teraz prowadzi sprawę przeciwko tej mafii... Ma za dużo na głowie, żeby się zorientować, że coś jest nie tak...

W drodze na plan Jared i Vicka nie odezwali się do siebie ani słowem. Jared bał się, żeby jej nie zranić, a ona ledwo powstrzymywała się, żeby nie powiedzieć czegoś złośliwego. W jednej chwili była w stanie wymienić tysiąc powodów, dla których nienawidziła już swojego producenta, a zaraz potem jeden niezrozumiały i bliżej niezydentifikowany, który przeganiał cały jej gniew. Gdy wreszcie dojechali na miejsce, przywitał ich reżyser teledysku.
- Witaj Jare. - mężczyzna około 40-stki podał brunetowi dłoń i zaraz potem zwrócił się do dziewczyny.
- Jestem Chris. Będę reżyserował twój pierwszy teledysk. Mam nadzieję, że koncepcja ci się spodoba.
- Jestem Vicky... Właśnie... co do tej koncepcji... Na czym ona dokładnie polega? - zapytała niepewnie piosenkarka.
- Pomysł jest taki, że przechadzasz się ulicą. Idziesz... a tu za tobą facet twoich marzeń! Idzie za tobą... śledzi cię... Ty starasz się go zwodzić, ukrywasz się w ślepych uliczkach, a na samym końcu wpadasz w jego ramiona. Drugi plan jest taki, że śpiewasz na dachu budynku, z którego widzisz siebie, uciekającą przed ów facetem ze snów. Na dole czekają tłumy, a twoja uciekająca "ja" omija je i patrzy w górę, również widząc siebie. Ale nie może się zatrzymać, ponieważ ucieka przed...
- Dobra... już rozumiem... Zapowiada się ciekawie.
- Stylistka już na ciebie czeka. Jeszcze tylko kilka poprawek na planie i możemy kręcić. Będziesz tu cały dzień, Jared? - zapytał Chris i w tym samym czasie przeglądał scenariusz.
- Pokręcę się tu trochę... popilnuję... No i podtrzymam Vicky na duchu.
- Jeśli o mnie chodzi, to możesz iść... Nie potrzebuję niańki. - powiedziała złośliwie Tori. Umyślnie, ale po chwili pożałowała swoich słów. Nie chciała ranić Jared'a, a z każdym kolejnym słowem wychodziło jej to coraz lepiej. Brunet spojrzał na nią wzrokiem osieroconego szczeniaczka, co sprawiło, że Vicky chciała sobie odciąć język, żeby tylko nie widzieć więcej jego smutku. Nie rozumiała, czemu z jednej strony cieszyło ją jego cierpienie, a z drugiej czuła się z tym tak potwornie.
- Dobrze... w takim razie wpadnę za kilka godzin. Napewno dzisiaj skończycie? - zapytał zmieszany producent.
- Tak, raczej tak. Montaż potrwa tydzień, gdyż projekt nie jest skomplikowany... Przed premierą... około tydzień przed wydaniem płyty teledysk pojawi się w telewizji. - powiedział reżyser z nutką dumy w głosie. Jared spojrzał jeszcze raz w stronę brunetki, która już szła w stronę przebieralni. Wtedy zadzwonił jego telefon...

Jasmine próbowała zaśpiewać chyba setny raz tą samą piosenkę. Jednak jej myśli ciągle wracały do Luny, która zapewne jeszcze śpi albo już idzie na wizytę do psychologa w Los Angeles. Od kiedy Soldat musiała wyjechać, Jase trudniej sobie radziła z nawałem obowiązków. Nocami nie spała, tylko zastanawiała się nad stanem przyjaciólki. Treningi stawały się przykrym obowiązkiem, a nie nagrodą. Nagrywanie płyty dłużyło jej się niesamowicie i to nie tylko dlatego, że nagrała dopiero trzy naprawde dobre piosenki. Głos Jase brzmiał tego dnia wyjątkowo słabo.
- Jase... chodź tu... zrobimy sobie dzisiaj wolne. - powiedział Pete. Jasmine opuściła kabinę dźwiękoszczelną i wtuliła się w chłopaka.
- Pete... ciężko mi tu bez niej...
- Wiem... chodź, jedziemy do mnie do domu i wypoczniemy sobie trochę. Jutro znowu masz trening. Dzisiaj już nie ma sensu nagrywać. - zaproponował basista FOB i razem z młodszą McKeane podążyli w stronę jego samochodu.

Po ośmiu godzinach na planie Vicky była kompletnie wykończona. Była zadowolona ze wspólpracy z Chrisem i resztą ekipy. Poznała wielu ciekawych ludzi i nauczyła się wielu nowych rzeczy. Wyszła przed budynek z nadzieją, że Jared pojawi się, aby zobaczyć, czy wszystko poszło po ich myśli albo żeby ją odwieźć do domu. Jednak nie było śladu jego obecności. Zdezorientowana, zła na samą siebie i przygnębiona ruszyła szybkim krokiem w stronę studia, żeby omówić z Jare'm wszystkie szczegóły promocji oraz z managerką, Catharine. Podniecenie związane z wydaniem płyty, singla i teledysku rosło w niej z każdą sekundą, co sprawiło, że w Virgin Records zjawiła się prędzej, niż sądziła.
- Nadine, Jared jest w studiu? - zwróciła się do sekretarki.
- Jest, ale prosił, żeby...
- Okay, dzięki!
-... mu nie przeszkadzać.
Vicky pobiegła korytarzem w stronę studia numer 8 i bez namysłu otworzyła drzwi. Przez chwilę myślała, że pomyliła studia albo że to jakiś kiepski żart. Jednak jej oczy nie kłamały. Vicky widziała kawałek nagich pleców panny Johansson i nie tylko pleców... i nie tylko jej. Tej ciemnej czupryny nie mogła z niczym pomylić. Uciekła ze studia, zanim Jared i Scarlett zorientowali się, że ona tam była i widziała ich razem. Uciekła z Virgin Records i pobiegła w stronę domu.

Jasmine i Pete leżeli wtuleni w siebie na kanapie Wentz'a. Jase czuła jak wszystkie jej smutki znikają u boku ukochanego.
- Czujesz się już lepiej? - zapytał Pete i pocałował dziewczynę.
- Tak, ale tylko kiedy mnie całujesz.
- Mam nie przestwać? - zapytał z uśmiechem.
- Nawet nie próbuj.
Pete pocałował Jasmine w usta, potem w szyję. Oboje czuli, jak namiętność powoli przyćmiewa ich umysł i spowija mgłą wszelkie wątpliwości. Pragnienie bliskości omamiło ich racjonalne myślenie i zapomnieli o całym świecie. Powoli, pozbywając się wstydu, zaczęli pozbywać się kolejnych częsci ich garderoby....

Mecenas Andrew McKeane wyszedł z kancelarii około 22. Zostawił żonie samochód, więc musiał na piechotę przemierzać ciemne uliczki dzielnicy Campton, w której przestępczość jest większa niż w całym Detroit. Z teczką w ręku starał się jak najszybciej opuścić tamte okolice. Nagle usłyszał kroki, które śledziły go w coraz szybszym tempie. Sam przyśpieszył kroku, kiedy ktoś zakrył mu usta i siłą zaciągnął do ślepej uliczki.
- Pan McKeane, jak rozumiem? - zapytał szyderczo napastnik. - Pan wie, że chce pan wsadzić naszego szefa za kratki?
Prawnik próbował się uwolnić. Strach zawładnął jego myślami.
Na przestrzeni kilku ulic rozległy się strzały...
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:46 am

Odcinek 17. - Rozpaść Się Na Kawałki ("Fall To Pieces" - Avril Lavigne)

Znowu słowo do parafian na początku xD Mam wrażenie, że odcinek trochę przykrótki, ale no cóż... Będzie smutno, ale już następne odcinki zapowiadają się śmieszniej xD Tytuł to jedna z moich ulubionych piosenek Avril Lavigne - Fall To Pieces. Myślę, że refren bardzo pasuje to tego odcinka. Cóż... miłego czytania:*



Są chwile, kiedy tracisz grunt pod nogami, a w pobliżu nawet nie masz brzytwy, której mógłbyś się złapać. Istnieją choroby, których wyleczyć się nie da, rany, które się nie goją oraz ból, którego nie uleczy nawet czas. Niektórych rzeczy nie można poprostu cofnąć. Jedyne co możesz wtedy zrobić, to iść przed siebie. Co jeśli nie jest to takie proste, jak się wydaje...?

Jak w każdej kryzysowej chwili Vicktoria zeszła na dół do piwnicy, trzymając w ręku odtwarzacz mp4. W chwilach słabości sięgała po ścieżkę dźwiękową z musical'u "Chicago". Sama nie wiedziała, czemu właśnie taka muzyka koiła jej nerwy. Nie było też jasne, dlaczego właściwie była zdenerwowana. Między nią a Jared'em nie było nic, a ona sama od kilku dni sama wszczynała konflikty swoim niewyparzonym językiem. Jednak widok producenta i Scarlett w jednoznacznej sytuacji zszokował ją. Nie wiedząc, czy jest zazdrosna, czy zdenerwowana, czy też zdumiona, krzątała się po piwnicy domu McKeane'ów. Z frustracji wybudził ją dźwięk dzwonka do drzwi. Tori wbiegła na górę drewnianymi schodami i w ciemnościach prawie wywróciła się nich. Nerwowo otworzyła drzwi, w których stał funkcjonariusz policji.
- Pani McKeane? - zapytał policjant.
- Vicktoria McKeane. Rodziców nie ma jeszcze w domu... - odpowiedziała niepewnie brunetka. - Coś się stało?
- Mogę wejść do środka?
Vicktoria wpuściła policjanta do domu i zaprowadziła go do salonu.
- Chce się pan może czegoś napić...?
- Nie, dziękuję... Jeśli pani pozwoli... Lepiej, żeby pani usiadła... - powiedział funkcjonariusz, pokazując na fotel. Tori coraz bardziej się niepokoiła i miała ochotę znowu zamknąć się w piwnicy, ale usiadła naprzeciwko policjanta. Ten milczał przez chwilę, nie wiedząc, jak ma zacząć rozmowę.
- Mam przykry obowiązek powiadomić panią, że... - mężczyzna jąkał się i nie mógł znaleźć w głowie odpowiednich słów. - Pani ojciec... Adrew McKeane... został postrzelony.
Vicka przez chwilę myślała, że nie dosłyszała słów policjanta. W pewnej chwili zerwała się z fotela i podeszła do dużego lusta, wiszącego na ścianie. Gdy po minucie dotarło do niej to, co się wydarzyło, bez namysłu uderzyła pięścią w lustro i wybuchnęła płaczem. Funkcjonariusz podbiegł do dziewczyny.
- Pani McKeane... Musi pani z nami pojechać... Zydentyfikować... zwłoki.
Vicky spojrzała na policjanta zapłakanymi oczyma i zapytała:
- Ż-że c-co p-proszę?... Zwłoki?!
Tori chwyciła komórkę i klucze od domu, i ruszyła za policjantem do radiowozu.

Pete spał, a Jasmine leżała obok niego na łóżku, nie wierząc, że ma za sobą swój pierwszy raz. Świat zdawał jej się przez chwilę piękniejszy i lepszy. Nadal czuła na skórze dotyk Wentz'a i jego ust. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Odwróciła się w stronę ukochanego i zmierzwiła jego włosy. Jej błogi spokój przerwał telefon. Po melodii, Jase zorientowała się, że to dzwoni jej siostra.
- Vick? A nie po***ało cię przypadkiem?
- Jase... - wydukała przez łzy starsza McKeane... - Jase... nasz tata... on...
- Vickuś... Vickuś, Boże, co się stało?! Co z ojcem?! - wykrzyczała do słuchawki, aż Wentz się obudził i całkiem zaspany objął Jasmine w pasie.
-... nasz tata...on... nie żyje...
Jase opuściła komórkę na ziemię, a ta rozpadła się na kawałki...

Shane, Scarlett oraz dr McKeane czekali w domu na powrót Vicktorii, która pierwsza dowiedziała się o śmierci Adrew i miała niechlubny zaszczyt rozpoznania ciała zmarłego ojca. Vivianne McKeane siedziała na kanapie z twarzą w dłoniach, a Scarlett usiadła obok niej. Shane siedział na tym samym fotelu, na którym siedziała Vicky godzinę temu i przyglądał się matce.
- Kto pomyślałby, że będziesz płakać w takiej chwili? - zadrwił pierworodny i zaśmiał się. Scarlett spojrzała na niego karcącym spojrzeniem, a Vivianne podniosła swój wzrok.
- Jak... Jak możesz w takiej chwili...?
- Jak JA mogę?! Jak TY możesz płakać i udawać, że cierpisz, jak zdradzałaś ojca przy każdej okazji?! Dobrze się teraz czujesz, co? Możesz teraz puszczać się z całym Los Angeles bez zahamowań i bez wyrzutów sumienia!
- Shane!!! Przesań! To naprawdę nie jest czas na takie uwagi! - powiedziała Scarlett. W tym samym momencie do domu weszła Vicktoria. Stanęła w progu, po czym rzuciła się bratu w ramiona.
- Widziałam... jego twarz... była... taka blada... i oczy... takie... zimne i bez wyrazu... - Tori dławiła się własnymi łzami.
- Trzeba powiadomić Jase... - rzekł Shane po chwili zastanowienia.
- Już do niej dzwoniłam...
Tej nocy nikt z niepełnej już rodziny McKeane'ów nie zmrużył oka. Vivianne wyszła bez słowa z domu. Shane i Scarlett przesiedzieli całą noc w salonie, a Vicky zamknęła się w pokoju. Ciągle miała przed oczami twarz martwego ojca.

O dziewiątej rano pod dom podjechał Jared. Chciał wynagrodzić Vicky to, że nie zjawił się na planie teledysku, tak jak obiecał, więc postanowił ją zabrać do studia. Dzwonił do drzwi kilka razy, aż wreszcie otworzył mu Shane.
- Hej, Shane. Jest twoja siostra? - zapytał wesoło Leto, nie mając o niczym pojęcia.
- Wiesz.... Jare... To nie jest dobry pomysł... Wczoraj nasz ojciec... został postrzelony... Vicky jest całkiem załamana... Musiała jechać... zydentyfikować jego ciało, bo nikogo innego nie było wtedy w domu...
Leto poczuł się, jakby ktoś oblał go wiadrem zimnej wody i pobiegł schodami na górę do pokoju Tori. Chciał otworzyć drzwi, ale były zamknięte.
- Vicky! Otwórz! To ja... Jared. Otwórz. Przysięgam na pałeczki Shannon'a, że rozwalę siekierą drzwi! - brunet nie dostał odpowiedzi, więc zdecydował się użyć siły swoich "podziwianych na całym świecie" mięśni. Owe drzwi "nie mogły się oprzeć urokowi i zdumiewającej sile" producenta. Brunet wtargnął do środka i rzucił się w stronę Vicky, która siedziała w kącie swojego pokoju, trzymając w ręku żyletkę.
- Matko Boska! Vicky! Co ty do cholery wyrabiasz?! - Leto wyrwał dziewczynie zakrwawiony przedmiot z ręki. - Pokaż ręce!
Vicka odsłoniła ręce. Tak jak Jared się obawiał - Vicky miała je całe poranione. Producent objął dziewczynę, a ta wypłakała się na jego ramieniu.

Tydzień później odbył się pogrzeb. Zjawiło się na nim wiele osób. Cenieni prawnicy, sędziowie, cała rodzina. Jasmine i Pete przyjechali z Chicago. Po pogrzebie wszyscy pojechali do domu McKeane'ów na stypę. Tylko Vicktoria została nad grobem ojca. Całkiem sama. Z nieba zaczął padać deszcz, jakby anioły płakały razem z nią. Przyklękła przy nagrobku na kilka minut i potem usiadła na ławce obok. Zagubiona we własnych myślach nawet nie zorientowała się, że obok niej usiadł Jared, ubrany w czarny garnitur. Ściągnął marynarkę i zarzucił ją podopiecznej na gołe ramiona, na których były tylko ramiączka od tzw. "małej czarnej". Siedzieli w deszczu, moknąc i milcząc, aż po kwadransie Leto odważył się przerwać ciszę.
- Gdziekolwiek teraz jest twój ojciec, patrzy na ciebie i nie chce, żebyś cierpiała. - powiedział Leto i wręczył Vicktorii białą różę. - Chociaż już go tu nie ma, on pragnie twojego szczęścia.
- To niemożliwe... Od wyjazdu Gerard'a we wszystko strzelił c**j i wszystko się spi***liło. Wszystko, co tylko może się zj***ć, los rozp****ala na posrane drobne kawałki. - odparła brunetka, nie dbając o kulturę swojej wypowiedzi.
- Mam dla ciebie niespodziankę... Wiem, że może to cię nie rozweseli, ale... "at least I'm tryin'". Chodźmy do mnie, to ci pokażę. - zaproponował Jared i chwycił Tori za rękę, prowadząc ją do samochodu.
Gdy dotarli na miejsce, Jared włączył DVD i włożył płytę do odtwarzacza.
- Jesteś gotowa, aby zobaczyć twój pierwszy teledysk?
- Mój teledysk?
- Tak, jest gotowy od dwóch dni. Chris przysłał mi płytkę. Ty zobaczysz go dzisiaj, a pojutrze zobaczą go całe Stany Zjednoczone na MTV...
- Nie wierzę! O Boże! - Vicky objęła Jared'a, gdy nagle włączyła się jego automatyczna sekretarka:
- Jare... Tu Scarlett... Jeśli wróciłeś już z tego pogrzebu, to wpadnę do ciebie wieczorem. Spodziewaj się mnie! Całuję! Muah!
Jared odwrócił się w stronę Vicky i nie wiedzieć czemu, chciał zacząć się tłumaczyć.
- Ja chyba wrócę do domu... Nie mogę zostawić teraz rodziny... Widzimy się jutro w wytwórni. - powiedziała Vicka, chwyciła swoją czarną torebkę i opuściła dom producenta...
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:52 am

Odcinek 18. - Rozwiązła Dziewczyna ("Promiscuous Girl" - Nelly Furtado)

Friends, Romans and countrymen! Pora na kolejny odcinek mojej zwariowanej sagi xD Kilka nowych postaci i wątków. Błagam, nie zabijcie mnie! Dzisiaj będzie śmieszniej niż ostatnio. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Piosenkeczka autorstwa Nelly Furtado - Promisuous Girl.

Każde - mniej lub bardziej - przykre wydarzenie w naszym życiu ma wpływ na naszą psychikę, nasze zachowanie, nasze odruchy. Jedni zmieniają się na lepsze, inni na gorsze... Jedni na stałe, inni - czasowo. Robimy wtedy rzeczy, o które nikt by nas nie podejrzewał, nawet my sami. Popełniamy błędy, ranimy bliskie nam osoby i przy okazji siebie samych. Robimy na złość tym, na których nam zależy, a do tego... No właśnie. Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, aby tylko się odegrać? I czy utrata bliskiej nam osoby jest usprawiedliwieniem naszych poczynań?

- Czujecie ten powiew świeżego powietrza nad Los Angeles? Ja owszem. Czuję też napływ świeżości na scenie muzycznej. Piękna, utalentowana... No co tu dużo mówić. Nowy nabytek wytwórni Virgin Records. Vicktoria McKeane! - młody i energiczny prezenter MTV starał się jak najlepiej przedstawić Vick, kiedy ta pojawiła się na scenie. - Witaj, Vicky. Jak się czujesz? To premiera twojego pierwszego teledysku, promującego twój debiutancki album!
- O rety... Skłamałabym, gdybym powiedziała, że w ogóle się nie denerwuję... Zbliża się premiera płyty i z każdym dniem jestem coraz bardziej zestresowana. - odpowiedziała Tori z uśmiechem na twarzy.
- Twoje życie to teraz prawdziwa karuzela. Związek z Gerard'em Way'em... Co o nim myślisz?
- Aaa... Gerard... To świetny facet. Rozstaliśmy się w przyjaźni. - Vicky przez chwilę zamurowało. Nie była przygotowana na takiego typu pytania. Nie miała pojęcia nawet, że w mediach wiedzą o ich związku.
- Producentem twojej płyty jest sam Jared Leto! Co powiesz o współpracy z nim? - prezenter wydawał się być bardzo dociekliwy.
- Jared to perełka w swojej branży. Jako producent sprawdza się doskonale. Dba o każdy szczegół, a do tego ma mnóstwo pomysłów. Miałam ogromne szczęście pracować właśnie z nim.
- Dobrze, już nie będę cię dłużej wypytywać. Może zapowiesz swój pierwszy teledysk?
- Chętnie. Przed wami mój pierwszy teledysk do piosenki "Feels Like I'm Yours". Mam nadzieję, że go pokochacie.
Na telebimach pojawił się teledysk, a Vicky poszła za kulisy.
- Byłaś świetna. Kamera to twój żywioł! - pochwaliła ją Catherine, jej manager'ka.
- Dzięki, Cath. Wiesz może, gdzie jest Jare?
- Tu gdzieś był... Rozmawiał z chłopakami z Panic At The Disco. Wchodzą na wizję za pół godziny. Poszukaj go i przy okazji zapoznaj się z nimi. Im więcej znanych przyjaciół, tym lepiej dla twojej płyty.
Vicky zignorowała tą ostatnią uwagę ze strony Cathy i poszła szukać producenta. Było tam wielu ludzi, więc od tego szukania prawie dostała oczopląsu. Nagle wpadła na jakiegoś wysokiego chłopaka.
- O przepraszam... Zagapiłam się...
- Nie, to moja wina. Ja jak zwykle bujam w obłokach i taranuję ludzi niczym mamut. - powiedział ów chłopak.
- Brendon? Brendon Urie?! - zapytała Tori, chociaż była pewna, że wpadła na wokalistę Panic At The Disco.
- Z tego, co mi wiadomo, to raczej ja. Miło mi cię poznać. - uśmiechnął się Brendon.
- Ja jestem...
- Vicktoria McKeane. Znam cię. Co prawda, tylko z opowiadań Jared'a, ale słyszałem o tobie dużo dobrego.
- Jak widać, opinia przemieszcza się szybciej ode mnie. Właśnie... Gdzie mogę znaleźć Jared'a?
- No właśnie wracam do nich z toalety. Chodź za mną. - rzekł Urie, złapał Vickę za rękę i pociągnął za sobą.

Jared siedział na kanapie ze Scarlett, Ryan'em Ross'em i resztą zespołu PATD. Gdy dołączyli do nich Tori i Brend, można było zauważyć jego zdziwienie.
- Vick, ty już po występach gościnnych? - zapytał zdziwiony Leto.
- Weszłam, powiedziałam, co wiedziałam i polazłam w cholerę. Miałam tam sterczeć do końca programu?
- No właśnie, Jare. Dobrze, że już jest, to wreszcie się lepiej poznamy. - Brendon usiadł obok Scarlett i wskazał Tori miejsce obok niego.

Przez około kwadrans wszyscy wesoło sobie rozmawiali. Wszyscy świetnie się dogadywali, a już najbardziej Vicky i Brendon. Śmiali się niemal bez przerwy, a Jared przyglądał im się podejrzliwie, zazdrosnym wzrokiem. Vicky to zauważyła i wtedy 'zaczynała się jeszcze lepiej bawić' w towarzystwie Brendy'ego. Nie wiedząc czemu, chciała wzbudzić zazdrość w producencie. Pogawędkę przerwał im kierownik planu.
- Chłopaki, wyłazić na scenę! Teraz wasza kolej!
- No dobra, zbieramy się! Vick, wstawaj! Idziesz z nami! - rozkazał Urie.
- Co? No chyba coś ci się rzuciło na mózg? Po co mam tam znowu wyłazić?
- Oj no chodź! Będzie zabawnie!
Vicky nie miała już oporów przed wyjściem na scenę, kiedy zatrzymał ją głos producenta.
- Tori. Zostań tutaj. Musimy pogadać. Zaraz tu przyjdzie Cathy. Mamy dużo spraw do obgadania. - powiedział Leto zimnym głosem.
- Okay... To w takim razie ja się ulotnię już, Jare. Widzimy się wieczorem. - Scarlett podniosła się z kanapy, pocałowała Jared'a i uśmiechnęła się do Vicky na pożegnanie.
- No i dobrze... Nikt cię tu nie chce, ty wytworze chorej wyobraźni niewyżytych chirurgów plastycznych... - wysyczała pod nosem Tori.
- Mówiłaś coś? - zapytał Jared.
- Nie, nic, nic... Oddychaj sobie spokojnie.

Dziesięć minut później wrócili Panikarze i znowu przysiedli się do Jared'a, Cathy i Vicktorii. Brendon znowu usiadł obok Tori, a Ryan i Spencer wymienili między sobą spojrzenie w stylu "Osz ty kurwa, Brendon wpadł po uszy!" Jared uchwycił ich krótką wymianę spojrzeń i postanowił zagadać Brendon'a.
- Brendmonster, kiedy wracacie do Vegas?
- Hm... właściwie to nam się nigdzie nie śpieszy. Vegas jest niedaleko. Możemy tam jeździć codziennie. Mamy dużo spraw do załatwienia w L.A. Czemu pytasz?
- Nie, no tak tylko... Ty wiesz, że Gerard i reszta MCR'u musieli wracać? - poinformował Leto i spojrzał znacząco w stronę Vicky, która już miała ochotę go udusić, ale między nimi siedział Jon.
- No cóż... Gee jest ciągle w rozjazdach. Szkoda tylko, że jego życie towarzyskie tak na tym cierpi...
- Ekhm... Brendon, może wybierzemy się na spacer, co? Duszno tu jakoś... - zaproponowała Vicky. Brendy wstał i podał dziewczynie rękę. Ta odwróciła się do producenta i powiedziała:
- Jared, nie czekaj już na mnie w studiu dzisiaj... Ach! Zapomniałam! I tak jesteś umówiony ze Scarlett. Więc do jutra!
Vicky i Brend oddalili się, a Jared miał wrażenie, że ze złości rozwali miskę nachos na głowie Jon'a. Ryan i Spencer pozostali przy wymianie spojrzeń. Tym razem było to spojrzenie numer 444, czyli "nie zdziwię się, jeśli jutro znajdę Brendon'a uduszonego bokserkami Shannon'a Leto."


McKeane i Urie udali się w stronę Griffith Park, śmiejąc się bez ustanku. Brendon opowiadał jej różne historie o współpracy z Pete'm.
- Ty wiesz, że Pete jest z moją siostrą, Jasmine?
- Więc Jase jest twoją siostrą? Spotkałem ich kilka tygodni temu, w Chicago... Jak nagrywali w studiu.
- ... nagrywali w studiu...? Co mam przez to rozumieć?
- No... Jase podpisała przecież kontrakt z Daycandence... i nagrywa płytę od kilku tygodni... Ups... Chyba nic o tym nie wiedziałaś, prawda? - zapytał Bbear (ksywa B.U.), robiąc minę niewinnego chłopczyka.
- Tak... dokładnie... Ale nie mówmy o tym. Pomówmy o tobie! – Tori próbowała zmienić temat, ale w głębi duszy miała do siostry ogromny żal, że dowiedziała się o jej decyzji z ust osób trzecich. Postanowiła jednak nie dręczyć Brendon’a problemami rodzinnymi.

Na drugi dzień Vicky i Brendon pojawili się razem w Virgin Records. Na wejściu wpadli na Cathy, która rzuciła się Tori w ramiona.
- Vick! O mój Boże! Chyba wyślę Bogu wielką lasagnę za to, że zesłał ciebie naszej wytwórni! Twoja piosenka jest już na trzecim miejscu ogólnokrajowej listy!
- Co?! O ja pier***ę! Dopiero wczoraj była premiera!
- Zostaniesz gwiazdą szybciej niż myślisz, kochana... No to już pędź do Jared'a i wybierzcie okładkę na płytę.
Oboje weszli do studia numer 8., w którym siedział Jared, przyglądawszy się okładkom do wyboru i zajadawszy chińszczyznę.
- Dłobsze, sze jush jestłeś... Młamy dłużło płacy... - powiedział Leto z ustami pełnymi ryżu i warzyw.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, przyprowadziłam Brendy'ego ze sobą. - oznajmiła Tori kokieteryjnym głosem. Na te słowa producent omało się udławił się obiadem.
Tori i Brendon przystąpili do oglądania projektów, a Jare udawał, że wnosi jakieś poprawki na płytę. Gdy słyszał jak Vicky flirtowała z jego kumplem, miał ochotę zamknąć go w kabinie dźwiękoszczelnej i porwać Vicktorię tylko dla siebie. Widział jednak, że Vicka była szczęśliwa, a w obliczu ostatnich wydarzeń nieludzkim byłoby zachowaniem przerywanie jej tego szczęścia. Pozostało mu tylko pocieszenie się faktem, że nadal miał Scarlett Johansson, która była na każde jego zawołanie.

Po kilku godzinach w wytwórni Brendon odwiózł Vicktorię do domu. Siedzieli w aucie jeszcze kilkanaście minut, nie mogąc się nagadać.
- Jared dużo o tobie mówił, ale nie sądziłem, że jesteś aż taka fajna... I do tego jesteś o wiele ładniejsza, niż wspominał.
- Ooo... A co takiego o mnie wspominał? - zapytała zaciekawiona brunetka. Chciała wiedzieć, co Jared o niej myśli i nie tylko od strony zawodowej.
- Dużo różnych rzeczy... Aż miałem wrażenie, że między wami coś jest... no wiesz... ten teges...
- Miedzy mną i Jared'em?! Nie no co ty! – skłamała Vicky. Chociaż nie była do końca pewna, czy to było kłamstwo.
- Na serio? Nic między wami...?
- Nie, absolutnie nie. - skłamała już drugi raz, a serce pękało jej na pół. Chciała odegrać się na producencie i miała dziwne wrażenie, że Brendon może jej w tym pomóc.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. - odparł Brendon i nachylił się w stronę dziewczyny, aby ją pocałować. Tori w roztargnienia nie pomyślała ani przez chwilę i odwzajemniła pocałunek.
- Chyba teraz już wiem... Jak cię to cieszy... - Vicka uśmiechnęła się i tym razem umyślnie pocałowała Brendy'ego. Nie wiedzieli, że przygląda im się papparazzi...
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 2:58 am

Odcinek 19. - Rodzaj Bajki ("A Sorta Fairytale" - Tori Amos)

Przed przeczytaniem włączcie to: https://www.youtube.com/watch?v=3uho2NQw1GY !!!

Tak jak w piosence Madonny: miłość to pole bitwy. Wszczynasz wojnę, zadajesz ciosy, potem leczysz rany. Tak jak powiedziały trzy wiedźmy na początku Macbeth’a: „ kiedy wojna zostanie wygrana i przegrana”. Jedni wygrywają, inni przegrywają. Każda wojna niszczy, aby potem można było wznieść mury jeszcze wyższe i silniejsze niż uprzednio. Trzeba jedynie wiedzieć, dla kogo walczysz i po której stronie walczysz. A ty? Po której stronie walczysz?

Przez następny tydzień Brendon żył, oddychał, spał i jadł w przekonaniu, że Vicktoria jest z nim szczęśliwa i że jest w nim zakochana, tak jak on w niej. Nie miał co do tego wątpliwości. Intrygowała go już w samych opowiadaniach Jared’a, w których ten nie szczędził miodu. A gdy ją zobaczył i poznał ją osobiście, przekonał się, że tak niewiarygodnie pięknej, mądrej, zabawnej i szczerej dziewczyny jeszcze nie spotkał. Ryan, Jon i Spencer przyglądali się tylko, jak wokalista nakłada piąty kawałek sera na kawałek bułki.
- Brendon… Brendon! Ku**a, ile ty tego sera wpie****sz? – zdenerwował się Jon.
Brendon zorientował się, o co chodzi i upuścił opakowanie Goudy.
- Bbear… Zakochałeś się… I nie mów, że nie, bo będziesz musiał posprzątać u Ryan’a w pokoju! – powiedział Spencer i zabrał wokaliście kanapkę.
- Nie powiem, że nie…
Ryan i Spencer znowu wymienili swoje spojrzenia, kiedy Jon podniósł ser z podłogi.
- Stary… wiesz… ja nie chcę nic mówić, ale… Zdaję mi się, że… no Jared… - Ryan nie wiedział, jak powinien dać przyjacielowi do zrozumienia, że „Vicky jest już zarezerwowana”.
- Kurde, Ryan, ty cioto. Pieścisz się z nim jak moja matka z indykiem na Święto Dziękczynienia! Brendon, chodzi o to, że z Ryan’em doszliśmy do wniosku, po długich i wyczerpujących obserwacjach, że… - zaczął Spencer jednym tchem.
-… Że Jared, czyli nasz przyjaciel od zawsze, czuje coś do Vicky, twojej dziewczyny od tygodnia. Rozumiesz? – dokończył Ross, chociaż przypadła mu ta przykra część uświadamiania Brendon’a.
Wokalista spojrzał na Ryan’a i Spencera, po czym powiedział:
- Może tak… może nie… Jeśli coś miałoby być na rzeczy, to Jared nie zaliczałby Scarlett każdego wieczora, a Vicky już dawno by wysłała mnie do diabła.
Chłopak był w pewnym stopniu przekonany o swojej racji, ale słowa Ryan’a nie dawały mu spokoju.

- Dzisiaj wielki dzień…. Nareszcie 21. września, Vicky! Dzisiaj impreza promocyjna, a jutro twoja płyta trafi do każdego sklepu muzycznego w każdym z 53 stanów! Od Alaski, po Hawaje! Od Kalifornii aż do Nowego Jorku! Płyta „Living In The Borderline” trafi do rąk każdego! – Catharine od samego rana biegała po wytwórni jak w skowronkach. Vicky była mniej optymistycznie nastawiona, aczkolwiek przepełniała ją radość, że praca nad jej pierwszym albumem skończyła się, a pierwszy singiel już zdobywa szturmem listy przebojów w Stanach.

Leto wpadł do wytwórni z kubkiem kawy oraz gazetą w ręku. Usiadł przy konsoli i otworzył gazetę. Nieprzytomny, jak codzień rano, czytał na głos pierwszy lepszy akrytkuł, popijając kawę.
- Wokalista zespołu Panic At The Disco przyłapany na całowaniu się ze wschodzącą gwiazdą rock'a Vicktorią McKeane... VICKTORIĄ?! - Jared poparzył się kawą i wylał całą zawartość kubka na podłogę.

- Zieleń… Nie! Kurde… ten fioletowy też odpada… Boże, ta spódnica to koszmar! – denerwowała się Ivonne, stylistka, która usiłowała znaleźć Vicky jakąś kreację na dzisiejszy wieczór. Pod stopami Vicky lądowały coraz to różniejsze stroje, a żaden z nich nie nadawał się na imprezę promocyjną.
- Mam! O święta makrelo! Idealne! – krzyknęła z radości Ivonne, wyciągając z pomiędzy wieszaków sukienkę w kolorze akwamaryny, krótką do połowy uda.
- Aaa… A nie będzie zbyt…. Wyzywająca? – zapytała Vicktoria, chociaż sukienka podobała się jej niesamowicie.
- Żartujesz chyba! Będzie idealna, a ty w niej to już w ogóle! Przymierzaj ją! – rozkazała Cathy.

Vicky ubrała się w sukienkę i przyglądała się sobie w lustrze, kiedy do garderoby wpadł rozjuszony Jared.
- Vicky! Cholera jasna! Czy ty wiesz, że… - przerwał, widząc swoją podopieczną, ubraną wyjątkowo seksownie.
- Co wiem? – Vicky była pewna, że chwilowy brak języka w ustach producenta był spowodowany jej wyglądem. Schlebiało jej to i dodało pewności siebie.
- Otwórz na drugiej stronie! – brunet podał dziewczynie gazetę. Vicky otworzyła brukowiec, a jej oczom ukazało się zdjęcie jej i Brendon’a, całujących się w samochodzie.
- Hm… Zdjęcie jak zdjęcie… W czym problem?
- Dobra, rób jak chcesz, ale żeby nie skończyło się to tak, jak z Gerard’em!
- To co robię i z kim robię, to nie jest twoja sprawa! Ja ci nie wypominam, że obmacywałeś się ze Scarlett w studiu, zamiast dopilnować mojego teledysku!
- Sama kazałaś mi jechać! A tak by the way, to ja jestem już dorosły i mnie nie trzeba pilnować, zwłaszcza ty!
- Nie mam zamiaru cię pilnować! Ale ty odczep się od mojego życia prywatnego! I tak już w nim dużo namieszałeś! To ty mnie poznałeś z Gee’m! – wykrzyczała Tori.
- Ale nie kazałem ci iść z nim do łóżka!
- Przeszkadzam wam? – do pomieszczenia weszła Ivonne.
- Nie!!! – wykrzyczeli równocześnie Vicka i Leto.
- Dobrze… ja idę. Umówiłem się ZE SCARLETT. – powiedział złośliwie producent.
- Jakbyś spotkał przy wyjściu BRENDONA, to powiedz mu, że czekam na niego w przymierzalni.
Po minucie do garderoby wszedł Brendon i tak samo jak Jared, zaniemówił na widok Tori.
- Hej Brendy! – podbiegła do niego dziewczyna i dała mu buziaka.
- Mmm… Wyglądasz smakowicie… Wpadłem na Jare’a. Był strasznie wkurzony. Coś się stało? Pokłóciliście się? – zapytał jeden z Panikarzy.
- Ach…. Leto ubzdurał sobie, że jego zadaniem jest pilnowanie mnie… Sam rozumiesz… Jak ma się prawie czterdziestkę i nie ma się żony oraz dzieci, tylko swoje przewrażliwione ego, to stara się realizować jako ojciec tam, gdzie go nie trzeba. Ja miałam ojca, drugiego nie potrzebuję…

Leto podjechał swoim czarnym samochodem pod willę Scarlett. Nie musiał długo czekać, aż aktorka mu otworzy drzwi. Blondynka na przywitanie uwiesiła się na szyi Jared’a i pocałowała go.
- Już jedziemy? Impreza dopiero o 21… jest 20… - zapytała Scarlett.
- Scarlett… wiesz, że możesz mieć każdego… - zaczął Jared.
- Co masz na myśli?
Brunet wiedział, że musi zebrać się w sobie i zerwać tą znajomość. Nie ze względu na siebie, tylko na młodą Johansson, z którą nie mógł być dla samego seksu.
- Nie możemy być razem… Nic do ciebie nie czuję. – powiedział producent, aż sam się zdziwił, że potrafi być taki zimny i dosłowny. Scarlett odsunęła się od niego i otworzyła drzwi od domu.
- Droga wolna! Nie jesteś jedyny! Za tobą stoi cała kolejka! – wykrzyczała blondynka i zatrzasnęła za Jared’em drzwi.
- Kurde... Leto, ty stary idioto! Po cholerę ty właśnie odesłałeś Scarlett Johansson do diabła?! - powiedział brunet sam do siebie i wrócił do samochodu. Powód, dla którego zakończył ten związek był dla niego tak niejasny jak oczywisty równocześnie.

Vicky siedziała w przebieralni, patrząc się w swoje odbicie w lustrze. Przyglądała się sobie, rozmyślając o wydarzeniach z ostatnich miesięcy. O drodze, jaką przebyła, żeby móc się sobie przyglądać w wieczór przed wydaniem jej własnego albumu. Od związku z Way'em, poprzez śmierć ojca, aż do Jared'a i Brendon'a, których nie była pewna. Wiedziała, czemu jest z tym drugim, ale po dłuższym namyśle uznała, że Jared był jej potrzebny, żeby zapomieć o Gerard'zie, a Brendon posłużył, żeby wzbudzić w sobie uczucie, że komuś na niej zależy. W tym momencie poczuła się pusta i fałszywa. Bała się samotności i zależało jej zarówno na producencie jak i na Brendonie. Słyszała ludzi, którzy przybyli na imprezę promocyjną. Słyszała muzykę w tle. Do wystąpienia został jej tylko kwadrans. Opuściła pomieszczenie i udała się w stronę sali, omijając sprawnie wszystkie 'grube ryby'. W tłumie dostrzegła producenta i natychmiast podążyła w jego stronę. Brunet odwrócił się w jej stronę i przez chwilę stali w milczeniu.
- Jared... chcę ci tylko powiedzieć, że... - już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy wywołano ją na scenę.
- Twoja chwila... Porozmawiamy później. - powiedział producent i pchnął lekko dziewczynę w stronę sceny.

Jak nigdy, Vicktoria weszła na scenę o miękkich nogach, pomijając fakt, że miała na nogach szpilki. Chwyciła mikrofon i spojrzała w głąb tłumu, dostrzegając brata, Jasmine i matkę. Do oczu napłynęły jej łzy.
- W ten ważny dla mnie wieczór zabrakło wśród nas jednej, bardzo bliskiej mi osoby. Chciałabym zaśpiewać ulubioną piosenkę mojego taty autorstwa mojej ulubionej artystki... Tori Amos.
W tle rozległy się pierwsze nuty "A Sotra Fairytale". Vicky otarła łzę i wzięła głęboki oddech.

On my way up north
up on the ventura
I pulled back the hood
and I was talking to you
and I knew then it would be
a life long thing
but I didn't know that we
we could break a silver lining


Wzrok dziewczyny zatrzymał się na producencie. Czuł na sobie jej smutne, przeszywające go spojrzenie i chociaż wiedział dokładnie, jak wyglądają jej oczy, bał się kontaktu wzrokowego. Bał się uczucia, którym zaczyna ją darzyć, z każdym dniem było to silniejsze od niego i zadziwiało go bardziej. Przerażała go świadomość o wzajemności tego uczucia i przeszywał go dreszcz na myśl, że mogło to być tylko jednostronne.

and I'm so sad
like a good book
I can't put this day back
a sorta fairytale
with you
a sorta fairytale
with you


Vicktoria nie kontrolowała tego, co śpiewała. Słowa znała na pamięć. Godzinami razem z ojcem potrafili słuchać Tori Amos, a zwłaszcza tej piosenki. Cała widownia wpatrzona w młodą McKeane słyszała jedynie jej cudowny głos, nie zwracając uwagi na grę słów i spojrzeń, która miała miejsce na ich oczach. Tak jak w studiu, Leto odważył się podnieść wzrok, a Vicktorię momentalnie przepełniła tajemnicza siła, która pozwoliła jej przebrnąć przez kolejną część piosenki.

and I ride along side
and I rode along side
you then
and I rode along side
till you lost me there
in the open road
and I rode along side
'till the honey spread
itself so thin
for me to break your bread
for me to take your word
I had to steal it


Dźwięki fortepianu ucichły, a na sali rozległy się oklaski. Brendon, który grał na fortepianie, wstał i podszedł do dziewczyny, całując ją przy wszystkich, na co publiczność ożywiła się jeszcze bardziej. Kiedy Vicky uwolniła się od uścisku Brendon'a, zauważyła znikającą w głab sali postać Jared'a. Para zeszła ze sceny, trzymając się za rękę.

Jared szybkim krokiem udał się w stronę baru. Przed oczami ciągle miał obraz Vicky i Brendon'a. Ten pocałunek rozwiał wszystkie jego wątpliwości. I fakt, że ze sceny zeszli, trzymając się na ręce. Niczym dziecko uwierzył w prawdziwość tego, co zobaczył. W duchu skarcił się, że w ogóle chciał sobie pozwolić na to, aby jego i Vicky łączyło coś więcej. Wściekły na siebie zamówił mocnego drinka.

Vicktoria i Brendon siedzieli wtuleni w siebie na ławce na tarasie, przyglądając się zachodowi słońca. Dziewczyna podniosła się i popatrzyła głęboko w brązowe oczy wokalisty.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał.
- Nie wiem. Coś jest w twoich oczach, co mnie intryguję. Taka...
- Miłość?
- Co? - Tori bała się, że to, co usłyszała, było prawdą. Bała się faktu, że Brendon mógł się w niej zakochać, kiedy ona nie była pewna swoich uczuć do nikogo. Prawie nikogo.
- Miłość. Zakochałem się w tobie. - Brendon starał się zachować zimną krew. - Jeszcze nikomu tego nigdy nie mówiłem... Kocham cię.
- Brendon... ty mnie nie znasz.
- Nie muszę. Mam wrażenie, jakbym znał cię od zawsze. Kładę się spać, myśląc o tobie. Budzę się i myślę o tobie. Nie muszę ciebie poznawać. Chcę ciebie taką, jaką jesteś teraz i jaką będziesz jutro, za tydzień, za miesiąc... za rok.
Brunetka ujęła w dłonie twarz chłopaka, gładząc jego oblicze. Tak jak on nigdy nikomu nie wyznał uczuć, tak ona nigdy nie usłyszała takiego wyznania, nawet od Gerard'a, którego gdzieś w duchu nadal bardzo kochała. Zaślepiona pięknymi słowami pocałowała Brendon'a, dając sobie i jemu nadzieję na odwzajemnioną miłość.



Cóż... Koniec. Długo męczyłam się z tym odcinkiem. Sama nie wiem, czemu. W pewnym stopniu nie jasne są mi dalsze losy Vicky... Wiem co i jak i kiedy, ale zawsze zaskakuję samą siebie... Tak jak tym razem. Piosenka jest mi bardzo bliska... Pozdrawiam :*
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by PatsyGirl Sob Maj 17, 2008 3:04 am

Odcinek 20. - Poddaj Się ("Surrender" - Billy Talent)

Bardzo, ale to bardzo przepraszam wszystkich za wyjątkowo długą przerwę w pisaniu. Miałam bowiem mały problem z dojściem do ładu z własnym życiem, a co dopiero z pogmatwanym życiem naszych bohaterów. Ale wróciłam, aby namieszać ostatecznie!

O zakazanym owocu wiemy tyle, że im bardziej nam go odradzają i ukrywają przed nami, tym bardziej chcemy po niego sięgnąć. Tak samo jest z ludzkimi pragnieniami. Im bardziej skrywamy je w sobie i nie pozwalamy im ujrzeć światła dziennego, z tym większą siłą dopadają nas w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy z większym łakomstwem i rządzą chwytamy po ten zakazany owoc i smakuje on jeszcze lepiej, niż się tego spodziewaliśmy…

Księżyc prześlizgnął się miedzy żaluzjami i niczym intruz wkradł się do sypialni Vicktorii. Dziewczyna przebudziła się na dobrą chwilę przed wtargnięciem światła księżycowego do pokoju. Rozbudzona postanowiła przewrócić się na drugi bok i znowu zasnąć, jednakże miliony myśli zaprzątały jej umysł. Dokładnie dwa tygodnie po premierze jej płyty i kilkanaście godzin przed jej osiemnastymi urodzinami.
- No proszę… Osiemnaste urodziny… W niektórych krajach byłabym już pełnoletnia, ale nie… Zawsze ku**a coś… - Vicka skomentowała sama do siebie, po czym zakryła głowę poduszką.

Tej nocy również Jared’owi nie było dane zasnąć. Mężczyzna wstał z łóżka i wyszedł na balkon, delektując się powietrzem Miasta Aniołów. Nie wiedział, gdzie ma się podziać. Bał się, że jego myśli i pragnienia dopadną go w każdym zakątku świata. Nie mylił się – również na balkonie odnalazło go jego własne marzenie o trzymaniu Vicktorii w ramionach. Sen o jej spojrzeniu. Od premiery płyty starał się unikać kontaktu z nią dla własnego bezpieczeństwa. Jak nigdy przedtem to on był tym odrzuconym, a nie odrzucającym czyjeś serce. Wziął głęboki wdech i wrócił do pustej i ciemnej sypialni, w której samotność doskwierała mu jeszcze bardziej niż zwykle.

W Virgin Records było wyjątkowo spokojnie. Każdy pilnował własnych spraw i mało, kto ekscytował się zbliżającą się imprezą urodzinową Vicktorii. Dziewczyna pojawiła się w wytwórni o umówionej porze, aby z Catherine omówić szczegóły zbliżającego się wieczoru. Czekając na manager’kę, Vicky natrafiła na producenta.
- A ty w pracy? Dzisiaj? – zapytał brunet od niechcenia.
- Przyszłam dopiąć sprawy z urodzinami na ostatni guzik. Swoją drogą… ciekawe miejsce podpowiedziałeś Catherine. Nigdy bym nie pomyślała, że w Japanese Village Plaza organizują przyjęcia… Będziesz, oczywiście?
- Nie mógłbym nie zjawić się na twoich urodzinach. – oznajmił Leto i ruszył w stronę studia.
- Ekhm… Po pierwsze: on jest za stary, po drugie: ty nieletnia, a po trzecie: jesteś z Brendon’em. – zza rogu wyłoniła się sylwetka Catherine.
- Co ty mówisz? Czy ja wyglądam na nekrofila?
- Vicky, to, że jestem nawiedzona i hiper-aktywna nie znaczy, że nie wiem, co się dzieje… Dla własnego dobra – zapomnij o nim… On nie jest dla ciebie. Nie mówiąc o tym, że narobicie sobie kłopotów… Prasa jest wszędzie. Radzę ci dobrze, pilnujcie się, jeśli już coś jest.

Do końca rozmowy Vicky nie mogła się skupić na sednie sprawy. Nie lubiła, kiedy ktoś rzucał jej na twarz fakty, których starała się uniknąć i których się bała. A niepewność co do własnych uczuć potęgowała ten strach. Vicktoria pożegnała się z Catherine i wróciła do domu, aby się przygotować.

Drzwi do sypialni Vicktorii były otwarte, a na łóżku siedziała Jasmine.
- Kogo my tu mamy? Nie powinnaś siedzieć w Chicago i nagrywać płyty? – zapytała Vicky i otworzyła szafę.
- No dobra! Wiem, postąpiłam jak idiotka! Sama nie wiem, czemu to przed tobą ukryłam, ale stało się! Mogłabyś mi wybaczyć!
- Jak idiotka? To ja czułam się i wyglądałam jak idiotka, kiedy od Brendon’a dowiedziałam się, że moja młodsza siostra nagrywa płytę!
- Co mogę zrobić, żebyś zapomniała?
Vicky przestała na chwilę przeglądać zawartość garderoby i spojrzała siostrze w oczy.
- Zaufać mi. I mówić mi o wszystkim. Tak jak ja tobie. Ty zawsze miałaś dostęp do mojego świata, czemu ja nie mogę mieć dostępu do twojego?
- Dobrze… Żadnych sekretów… Nigdy więcej… - Jasmine wstała i wyszła z pokoju, a Vicky usiadła na jej miejscu i ukryła głowę w dłoniach.

Jared i Catherine krzątali się po japońskiej restauracji połączonej z hotelem, w której miała się odbyć impreza urodzinowa Vicky. Leto czuł się odpowiedzialny za każdy szczegół i zadbał o to, żeby na kilka godzin przed przyjściem pierwszych gości wszystko było gotowe. Kiedy brunet sprawdzał nagłośnienie, podeszła do niego Catherine.
- Jared? Masz chwilkę?
- Uhm….
- Zostaw ją w spokoju.
- Że co proszę?
- Wiesz, o co mi chodzi.
- Wybacz mi, ale nie rozumiem.
- Przestań kręcić się w pobliżu Vicktorii.
- Wybacz, kochanie, ale to niemożliwe, bo widzisz… jestem jej producentem.
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi.
- No nie wiem, bo nie raczyłaś mnie uświadomić, mamo. – zaśmiał się brunet i stanął twarzą w twarz z manager’ką.
- Gdyby was przypadkiem przyłapano razem… nie powiem – to byłby raj dla reklamy, ale… chcę jej tego oszczędzić. Bo dla ciebie to tylko zabawa, a ona jest młoda i wrażliwa. Więc bądź łaskaw poskromić swoje rządze i trzymać ptaszka w klatce, dobrze?
Jared oparł się o wzmacniacz i ledwo powstrzymując się od ataku śmiechu, poprawił ostatni kabel i wyszedł z restauracji.
- Jared! – krzyknęła Cathy. – Masz już strój na wieczór? Ja przebiorę się za Marlin Monroe. A ty?
- Ja…? Zobaczysz wieczorem…

Wieczorem w domu McKeane’ów pojawił się Urie.
- Kochanie, wyjdź z tej łazienki! Wiem, że to twoje urodziny, ale nikt nie będzie czekać tam do jutra!
Brendon nie musiał długo czekać, a drzwi od łazienki się otworzyły, a sam Urie wylądował na kafelkach, tuż u stóp swojej dziewczyny.
- I widzisz, ciemny cieciu! Nie trzeba było leżeć na tych drzwiach, tylko grzecznie czekać w pokoju!
- Ach, a co byś zrobiła gdybym się teraz połamał na twojej podłodze?
- Zawołałabym Shane’a, aby posprzątał. Przecież nie będę sprzątać w urodziny!
- Miła i urocza jak zawsze. – powiedział Brendon i objął Vicktorię w pasie. – A za kogo ty się kochanie przebrałaś?
- Za zakonnicę, nie widać? Brendon, przecież na pierwszy rzut oka widać, że uciekłam z balu weneckiego! – poirytowana Vicky ściągnęła czapkę Św. Mikołaja z głowy chłopaka i pocałowała go w nos.
- Dzisiaj będziesz moją Panią Mikołajową…
- Trzeba było się przebrać za rycerza w lśniącej zbroi albo… albo za… za Zorro…
- Nie mieli już kostiumu Zorro… a Mikołaj zawsze był mi bliski…

Vicktoria i Brendon podjechali pod restaurację czarnym samochodem Ryan’a. Wychodząc z auta, Brendon zahaczył sztuczną brodą o drzwi.
- Czekaj, kochanie! Tylko się wyplącze i już ci drzwi otwieram! – powiedział Brendon, wyplątując białe włosy z klamki.
- Spokojnie, misiu. Mam rączki, jeszcze potrafię sama otworzyć sobie drzwi. – w tym samym momencie drzwi samochodu otworzyły się, a w stronę Vicktorii ktoś wyciągnął dłoń. Był to mężczyzna w czarnej pelerynie. Na głowie miał czarny kapelusz, a na twarzy maskę. Bez zwątpienia, był to jeden z zaproszonych gości, ale Vicktoria nie miała pewności, kim jest ów zamaskowany mężczyzna. Jej niewiedza nie trwała długo. Wystarczyło, że ich spojrzenia na chwilę się spotkały, a Vicky już rozpoznała, kim był Zorro. „Tych błękitnych oczu nie da się z nikim pomylić” – pomyślała. – Jared! Świetne przebranie! – dziewczyna przywitała producenta po chwilowym uporządkowaniu myśli. Przez chwilę Leto wpatrywał się w młodą McKeane, nadal trzymając jej dłoń w swojej. Nastała krępująca cisza, którą przerwał Ryan, otwierając drzwi ze strony kolegi i wyrywając mu tym samym połowę sztucznej brody.
- Ty su****nie! Jaja ci wyrwać?! – obruszył się Brendon.
- Przecież to nie jest twój naturalny zarost!
- Ale bolało! Zobaczysz tylko… Jak tylko wytrzeźwiejemy po dzisiejszym wieczorze, to zobaczysz… - wokalista wysiadł z samochodu i podszedł do Vicktorii, również wyciągając dłoń w jej stronę. Dziewczyna z niechęcią puściła rękę Leto i sięgnęła po tę dłoń, po którą powinna – dłoń Brendon’a. Podążając w stronę wejścia do restauracji jeszcze raz próbowała uchwycić wzrok Jared’a, ale ten już zniknął pośród gości.

Sala była przepełniona ludźmi z różnych grup społecznych. Od tych mniej znanych, do tych bardziej znanych. Między znajomymi ze szkoły przewijała się sylwetka Miley Cyrus, a chłopacy z Gym Class Heroes sprawiali wrażenie dobrze bawiących się w towarzystwie cioci McKeane. Po scenie skakał z mikrofonem Pete Wentz przebrany za małpę, a obok niego Jasmine przebrana za banana. Brendon wyszedł naprzeciw swoim przyjaciołom z zespołu – elfom i reniferom, a w stronę Vicky zbliżała się Catherine w sukience Marlin Monroe. Nagle na scenie pojawił się ogromny tort w kształcie gitary. Solenizantka podeszła do niego, pomyślała życzenie i za jednym razem zdmuchnęła wszystkie świeczki, a na sali rozległy się oklaski.

Około 24 impreza była rozkręcona na dobre. Na scenie GCH i PATD urządzili sobie „pojedynek na ripostę”, zachęceni ilością wcześniej wypitych trunków. Vicky siedziała w swojej loży honorowej razem z Hayley Williams, wokalistką zespołu Paramore i Jasmine. Dziewczyny były po kilku drinkach, jednak tylko Vicktorii udało się zachować trzeźwość umysłu. Kiedy Hayley i Jasmine poszły do toalety, Vicky została sama i kątem oka próbowała odnaleźć producenta.
- Szukasz kogoś, kochanie? – nagle Brendon wynurzył się zza kanapy i pocałował dziewczynę w policzek.
- Brendon, co ty piłeś? Szukam Jared’a… Chciałam… no wiesz, podziękować mu za przygotowania i tak dalej…
- Ja włacam na scłenę pokazać tłym cieniasłom, ktło jest królem rapłu… - wybełkotał brunet i ruszył chwiejnym krokiem w stronę sceny. Vicktoria już miała iść do toalety, kiedy zadzwonił jej telefon.

„Porozmawiajmy. Czekam w pokoju 249.”

Serce Vicktorii zabiło mocniej, kiedy okazało się, że ów wiadomość była od Leto. Upewniła się, że nikt jej nie widzi i podążyła w stronę hotelowej części Japanese Village Plaza.
- Jared? Jesteś tam? – zapukała do drzwi, kiedy za nią pojawił się producent. Piosenkarka aż podskoczyła z zaskoczenia na widok zamaskowanego producenta. Mężczyzna zauważył to i chwycił jej rękę.
- Spokojnie… przecież wiesz, że ja ci nic nie zrobię… - wyszeptał i pogładził ręką jej twarz.
- Już mi to robisz… Unikasz mnie od przyjęcia promocyjnego… - odrzekła z wyrzutem. Czuła już na sobie zgubny wpływ magicznego spojrzenia Jared’a. Wiedziała, że jeśli teraz do czegoś dojdzie, nie będzie miała siły się oprzeć.
- Wybacz, nie mam w zwyczaju wchodzić w paradę kolegom.
- Więc co tutaj robimy? – zapytała, chociaż brzmiało to, jakby zjawiła się tam, licząc na coś więcej niż zwykła rozmowa.
- Dobre pytanie… Nie powinienem cię tutaj sprowadzać… - powiedział zrezygnowanym tonem i odwrócił się.
- Teraz cię tak łatwo nie wypuszczę… - Vicktoria zebrała się na odwagę i przyciągnęła Jared’a do siebie. Jared oparł się jedną ręką o drzwi, a drugą próbował je otworzyć, w tym samym momencie całując Vicktorię. Gdy uporał się wreszcie z zamkiem, wpadli do środka, z trudem ratując się przed upadkiem na miękki biały dywan. Targani wiatrem namiętności przestali trzymać się własnych zasad i zakazów i całkowicie oddali się ukrytym pragnieniom. Vicktoria nie marnowała czasu. Nie odrywając swoich ust od jego, zaczęła po kolei odpinać guziki jego koszuli, po czym zrzuciła ją na podłogę. Powoli odpinając jego pasek, pociągnęła go w stronę łóżka. Leto powoli rozpinał jej sukienkę, która po chwili wylądowała obok jego koszuli. Dziewczyna przerwała pocałunek i ściągnęła czarną maskę, którą Jared nadal miał na twarzy. Spojrzała głęboko w oczy mężczyźnie, na którego dotyk czekała bardzo długo. Za długo, żeby teraz się wycofać, chociaż wiedziała, że postępują źle. Jednak wszystko, co świadczyło przeciw nim, tu i teraz, w tym pokoju, jeszcze bardziej wzmagało ich rządze oraz namiętność.
- Nareszcie… jesteś tu ze mną… Zbyt długo zwlekałem… - wyszeptał brunet i zaczął całować jej szyję i ramiona. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele z wyjątkową delikatnością. Bał się, że może ją zranić, a było to ostatnią rzeczą, jaką chciał zrobić, kiedy wreszcie było mu dane dotykać jej tak, jak tego pragnął od dawna. Wiedział, że nie jest tym pierwszym i już nigdy nie będzie mu dane nim być, ale chciał ją nauczyć miłości od nowa. Położył się na niej, uważając tym samym, aby nie utraciła swobody ruchu. Pozbywając się reszty bielizny, Jared odchylił się do tyłu i przyciągnął do siebie nagie ciało ukochanej. Połączeni w od dawna wyczekiwanym dotyku zaczęli oddychać szybciej. Ich ciała zaczęły się poruszać w jakby przed wiekami ustalonym rytmie, który drzemie w każdym człowieku, a który czuje i słyszy się dopiero w obecności ukochanej osoby. Vicktoria pozwalała Jared’owi na każdy rodzaj dotyku, poznając przy tym inny, nowy rodzaj spełnienia i przyjemności. Kiedy byli już gotowi poddać się najsłodszej pokusie, Vicktoria zawahała się, a z sali restauracyjnej usłyszała znajomy głos…
PatsyGirl
PatsyGirl
Mrs. Leto
Mrs. Leto

Liczba postów : 5911
Join date : 26/03/2008
Age : 32

http://www.patsy-girl.blog.onet.pl

Powrót do góry Go down

Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD Empty Re: Archiwalne odcinki VIP [1-20]... kto mnie podkusił? xD

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach