COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
+8
Lockit
PatsyGirl
Gwiazdeczka
ziółko
Dorota_Girl
Mrs White
moniavelsara
Laffy
12 posters
sweetthink :: W duszy każdej istoty drzemie artysta. Ktoś musi go tylko obudzić... :: Opowiadania :: by Laffy
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Nutka niepewności musi być !!
Super
Super
ziółko- Liczba postów : 1134
Join date : 22/04/2008
Age : 35
Skąd : Łódź
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Świetne, Laff :*:
Shout- Liczba postów : 2529
Join date : 13/06/2008
Age : 30
Skąd : Neverending Story...Wtajemniczeni wiedzą skąd xD
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Tak na marginesie...
Kolejny odcinek już mam w głowie. Teraz tylko muszę znaleźć czas, i moment, kiedy nikogo nie ma w pobliżu.
Odkad mam gości... dosłownie CAŁY czas ktoś siedzi mi za plecami. jak nie brat, to kuzyn, albo obydwoje. Rozmawiają, a ja się skupić nie mogę -,-
Ale... natrafiłam na zdjęcie...
I postanowiłam, ze muszę wam je pokazać.
Bo tak wygląda mój idealny Nathaniel! *^^*
Kolejny odcinek już mam w głowie. Teraz tylko muszę znaleźć czas, i moment, kiedy nikogo nie ma w pobliżu.
Odkad mam gości... dosłownie CAŁY czas ktoś siedzi mi za plecami. jak nie brat, to kuzyn, albo obydwoje. Rozmawiają, a ja się skupić nie mogę -,-
Ale... natrafiłam na zdjęcie...
I postanowiłam, ze muszę wam je pokazać.
Bo tak wygląda mój idealny Nathaniel! *^^*
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
On mi wygląda na młodszego brata naszego Edwardzia
Mogę go zgwałcić? :leze!:
Mogę go zgwałcić? :leze!:
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
boski ten Nathaniel xD
Dorota_Girl- Liczba postów : 2444
Join date : 28/03/2008
Age : 31
Skąd : six feet from the edge.
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
No nareszcie. Odcinek dłuższy... Niekoniecznie lepszy... Ale w takich warunkach... Zrozumcie :lol2:
5.
Wystarczyły trzy, ciche uderzenia, trzy puknięcia w drewniane drzwi, by serce Eileen po raz kolejny tego dnia zwariowało. Dziewczyna powoli podeszła do drzwi i sięgnęła w stronę klamki.
"To tylko listonosz, to nie jest on -próbowała sobie wmówić- To nie on, to nie on..."
Jednak kiedy otwierała drzwi, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Trudno było oszukać jej samą siebie - miała ogromną nadzieję, ze to Nathaniel stoi za drzwiami. Niestety rzeczywistość sprowadziła ją brutalnie na ziemię.
Listonosz.
-Przesyłka dla pana Evansa.
-Och... -świat nagle stracił barwy. Listonosz?
-Yhm... Proszę... -mężczyzna w granatowym uniformie podał jej maleńką paczuszkę, poprosił o podpis i z zdezorientowaną miną szybko się wycofał.
"Idiotka", pomyślała. Wściekła, szybko weszła do środka i rzuciła paczkę na stolik pod ścianą, omal nie zrzucając stojącego na nim wazonu.
-Może by tak ostrożniej? -nagle usłyszała za sobą znajomy głos. Głos delikatny i cichy, a jednak to przez niego omal nie zemdlała. Skąd do diabła on się tu pojawił?
Nie odwróciła się, tylko przyłożyła dłoń do serca, czując jak ponownie przybiera gwałtowne tempo.
-Co... co ty tu robisz? -szepnęła, bojąc się, że Nathaniel usłyszy jak drży jej głos. A drżałby, bez wątpienia.
-Powiedziałem, że się jeszcze dziś spotkamy... -chłopak nadal stał za nią. W końcu postanowiła się odwrócić.
Powoli, nadal z ręką przyłożoną do piersi, odwróciła się, i zobaczyła jak stoi oparty o poręcz schodów.
Delikatny acz zniewalający uśmiech i to spojrzenie znów hipnotyzowało.
-Jak.. jak się tu dostałeś? -spytała, opuszczając już rękę.
-Drzwi z salonu do ogrodu były otwarte.
-Niemożliwe -pokręciła głową. Przecież sama ich nie otwierała, a ojciec z pewnoscią nie zapomniałby zamknąć...
-A jednak -chłopak skrzyżował ręce na piersi nadal sie uśmiechając.
-Słuchaj..
-Dlaczego miałbym cię okłamywać? -przerwał jej. Nagle, nie prostując rąk podszedł do niej i spojrzał na nią z góry.
-Drzwi do ogrodu były otwarte.
Eileen nie potrafiła odwrócić wzroku. Wpatrywała się w błękitne oczy i próbowała jeszcze raz zaprzeczyć, jednak nie była w stanie
-Ktoś zapomniał je zamknąć -Nathaniel spuścił ręce i pochylił się, tak, że ich twarze dzieliły centymetry...
Eileen wstrzymała oddech i z trudem odsunęła się do tyłu. Ta bliskość sprawiała, że czuła dziwnie przyjemne mrowienie w okolicach żołądka, ale równocześnie była nieco krępująca.
-Słuchaj... Nieważne już... Po prostu... To wszystko jest jakieś dziwne...
-Wybacz... Ale nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć -nagle Nathaniel spoważniał.
-Ale mam kilka pytań -to było oczywistym kłamstwem. Eileen miała mnóstwo pytań, ale czy w tej sytuacji to nie było normalne?
-Chodź -nagle wyciągnął do niej rękę.
-Że.. co? Gdzie?
-No chodź -Nathalniel nie czekajac na nią odwrócił się i poszedł w stronę salonu. Eileen od razu podążyła za nim. Nathaniela nie było już w domu. Widziała, jak siada na ławce, na werandzie. Odczekała kilka sekund, i również wyszła. Spojrzała na niego niepewnie, a kiedy ten pokazał jej, by usiadła obok, od razu to zrobiła.
Przez chwilę siedzieli tak w milczeniu, nieruchomo i spoglądali na zachodzące powoli słońce. Otaczała ich cisza, maleńkie obłoki na niebie przybrało jasną, fioletową poświatę...
-Kiedy byłam mała -nagle Eileen się odezwała- Moja mama mówiła, ze kiedy niebo jest takie różowe, to znaczy, że następnego dnia będzie ładna pogoda... i że anioły pieką ciastka *
Nathaniel parsknął śmiechem.
-Co? -dziewczyna zmrużyła oczy i spojrzała na niego z lekką urazą, ten jednak nie umiał opanować śmiechu.
-O co ci chodzi? -chłopak nadal nie był w stanie odpowiedzieć.
Wściekła, natychmiast wstała i zeszła z werandy. W tej chwili cała magiczna atmosfera, którą odczuwała w jego obecności znikła. Z czego on się śmiał?
Kiedy po kilkunastu krokach zatrzymała się, zdała sobie sprawę, że nie słyszy już jego śmiechu. Odwróciła się gwałtownie i omal nie upadła.
Nathaniel stał tuż za nią, i szybko złapał ją w pasie, by nie upadła.
-Zawsze jesteś taka narwana? -zapytał z uśmiechem. Przez chwilę stali tak, niepewni, co robić, aż w końcu Nathaniel opuścił powoli ręce, i zrobił krok do tyłu.
-Przepraszam...
-Przecież upadłabym, gdy...
-Nie -przerwał jej- Za to przed chwilą. Ale wiesz... Nigdy nie słyszałem teorii o anielskich ciasteczkach -znów na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.
-To moja wina... -Eileen spuściła głowę, żeby nie mógł patrzeć jej w oczy- Po prostu... Przypomniały mi się dawne czasy... A twoja reakcja... Przepraszam.
Nathaniel przyłożył ciepłą dłoń do jej podbródka i delikatnie uniósł jej głowę do góry. Eileen znowu poczuła, jak oplata ją jakaś... ciepła mgiełka. W jego obecności, w obecności kogoś kogo nie zna, czuła się tak... bezpiecznie... szczęśliwie.
-Jeśli chcesz, możemy porozmawiać -szepnął Nathaniel nadal nie opuszczając ręki.
-Odpowiesz mi... na wszystkie pytania? -zapytała, nie licząc na taką odpowiedź, jaką chciałaby usłyszeć.
-To się okaże -uśmiechnął się, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
Nagle usłyszała odgłos zamykanych frontowych drzwi.
-Eileen -ojciec wrócił z pracy.
-Poczekaj chwilę -powiedziała do chłopaka i podbiegła w stronę werandy. Kiedy odwróciła się, Nathaniela już nie było...
* żeby nie było, ze zmyślam. Tą teorię o aniołach piekących ciastka znam z dzieciństwa ;D
Nathalniel, Nathaniel, Nathaniel !
Kiedy juz dojdzie do ekranizacji tego opowiadania (:leze! on zagra główną rolę!
5.
Wystarczyły trzy, ciche uderzenia, trzy puknięcia w drewniane drzwi, by serce Eileen po raz kolejny tego dnia zwariowało. Dziewczyna powoli podeszła do drzwi i sięgnęła w stronę klamki.
"To tylko listonosz, to nie jest on -próbowała sobie wmówić- To nie on, to nie on..."
Jednak kiedy otwierała drzwi, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Trudno było oszukać jej samą siebie - miała ogromną nadzieję, ze to Nathaniel stoi za drzwiami. Niestety rzeczywistość sprowadziła ją brutalnie na ziemię.
Listonosz.
-Przesyłka dla pana Evansa.
-Och... -świat nagle stracił barwy. Listonosz?
-Yhm... Proszę... -mężczyzna w granatowym uniformie podał jej maleńką paczuszkę, poprosił o podpis i z zdezorientowaną miną szybko się wycofał.
"Idiotka", pomyślała. Wściekła, szybko weszła do środka i rzuciła paczkę na stolik pod ścianą, omal nie zrzucając stojącego na nim wazonu.
-Może by tak ostrożniej? -nagle usłyszała za sobą znajomy głos. Głos delikatny i cichy, a jednak to przez niego omal nie zemdlała. Skąd do diabła on się tu pojawił?
Nie odwróciła się, tylko przyłożyła dłoń do serca, czując jak ponownie przybiera gwałtowne tempo.
-Co... co ty tu robisz? -szepnęła, bojąc się, że Nathaniel usłyszy jak drży jej głos. A drżałby, bez wątpienia.
-Powiedziałem, że się jeszcze dziś spotkamy... -chłopak nadal stał za nią. W końcu postanowiła się odwrócić.
Powoli, nadal z ręką przyłożoną do piersi, odwróciła się, i zobaczyła jak stoi oparty o poręcz schodów.
Delikatny acz zniewalający uśmiech i to spojrzenie znów hipnotyzowało.
-Jak.. jak się tu dostałeś? -spytała, opuszczając już rękę.
-Drzwi z salonu do ogrodu były otwarte.
-Niemożliwe -pokręciła głową. Przecież sama ich nie otwierała, a ojciec z pewnoscią nie zapomniałby zamknąć...
-A jednak -chłopak skrzyżował ręce na piersi nadal sie uśmiechając.
-Słuchaj..
-Dlaczego miałbym cię okłamywać? -przerwał jej. Nagle, nie prostując rąk podszedł do niej i spojrzał na nią z góry.
-Drzwi do ogrodu były otwarte.
Eileen nie potrafiła odwrócić wzroku. Wpatrywała się w błękitne oczy i próbowała jeszcze raz zaprzeczyć, jednak nie była w stanie
-Ktoś zapomniał je zamknąć -Nathaniel spuścił ręce i pochylił się, tak, że ich twarze dzieliły centymetry...
Eileen wstrzymała oddech i z trudem odsunęła się do tyłu. Ta bliskość sprawiała, że czuła dziwnie przyjemne mrowienie w okolicach żołądka, ale równocześnie była nieco krępująca.
-Słuchaj... Nieważne już... Po prostu... To wszystko jest jakieś dziwne...
-Wybacz... Ale nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć -nagle Nathaniel spoważniał.
-Ale mam kilka pytań -to było oczywistym kłamstwem. Eileen miała mnóstwo pytań, ale czy w tej sytuacji to nie było normalne?
-Chodź -nagle wyciągnął do niej rękę.
-Że.. co? Gdzie?
-No chodź -Nathalniel nie czekajac na nią odwrócił się i poszedł w stronę salonu. Eileen od razu podążyła za nim. Nathaniela nie było już w domu. Widziała, jak siada na ławce, na werandzie. Odczekała kilka sekund, i również wyszła. Spojrzała na niego niepewnie, a kiedy ten pokazał jej, by usiadła obok, od razu to zrobiła.
Przez chwilę siedzieli tak w milczeniu, nieruchomo i spoglądali na zachodzące powoli słońce. Otaczała ich cisza, maleńkie obłoki na niebie przybrało jasną, fioletową poświatę...
-Kiedy byłam mała -nagle Eileen się odezwała- Moja mama mówiła, ze kiedy niebo jest takie różowe, to znaczy, że następnego dnia będzie ładna pogoda... i że anioły pieką ciastka *
Nathaniel parsknął śmiechem.
-Co? -dziewczyna zmrużyła oczy i spojrzała na niego z lekką urazą, ten jednak nie umiał opanować śmiechu.
-O co ci chodzi? -chłopak nadal nie był w stanie odpowiedzieć.
Wściekła, natychmiast wstała i zeszła z werandy. W tej chwili cała magiczna atmosfera, którą odczuwała w jego obecności znikła. Z czego on się śmiał?
Kiedy po kilkunastu krokach zatrzymała się, zdała sobie sprawę, że nie słyszy już jego śmiechu. Odwróciła się gwałtownie i omal nie upadła.
Nathaniel stał tuż za nią, i szybko złapał ją w pasie, by nie upadła.
-Zawsze jesteś taka narwana? -zapytał z uśmiechem. Przez chwilę stali tak, niepewni, co robić, aż w końcu Nathaniel opuścił powoli ręce, i zrobił krok do tyłu.
-Przepraszam...
-Przecież upadłabym, gdy...
-Nie -przerwał jej- Za to przed chwilą. Ale wiesz... Nigdy nie słyszałem teorii o anielskich ciasteczkach -znów na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.
-To moja wina... -Eileen spuściła głowę, żeby nie mógł patrzeć jej w oczy- Po prostu... Przypomniały mi się dawne czasy... A twoja reakcja... Przepraszam.
Nathaniel przyłożył ciepłą dłoń do jej podbródka i delikatnie uniósł jej głowę do góry. Eileen znowu poczuła, jak oplata ją jakaś... ciepła mgiełka. W jego obecności, w obecności kogoś kogo nie zna, czuła się tak... bezpiecznie... szczęśliwie.
-Jeśli chcesz, możemy porozmawiać -szepnął Nathaniel nadal nie opuszczając ręki.
-Odpowiesz mi... na wszystkie pytania? -zapytała, nie licząc na taką odpowiedź, jaką chciałaby usłyszeć.
-To się okaże -uśmiechnął się, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
Nagle usłyszała odgłos zamykanych frontowych drzwi.
-Eileen -ojciec wrócił z pracy.
-Poczekaj chwilę -powiedziała do chłopaka i podbiegła w stronę werandy. Kiedy odwróciła się, Nathaniela już nie było...
* żeby nie było, ze zmyślam. Tą teorię o aniołach piekących ciastka znam z dzieciństwa ;D
Nathalniel, Nathaniel, Nathaniel !
Kiedy juz dojdzie do ekranizacji tego opowiadania (:leze! on zagra główną rolę!
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
jej jej jej...
wysyłam Volturi na Twojego brata i kuzyna żebyś miała kiedy pisać!!!!
jestem zaczarowanaaaaaa :D
a co do tej teorii to ja tylko znam że jak pada to aniołki... no... :leze!:
wysyłam Volturi na Twojego brata i kuzyna żebyś miała kiedy pisać!!!!
jestem zaczarowanaaaaaa :D
a co do tej teorii to ja tylko znam że jak pada to aniołki... no... :leze!:
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Matko kochana...
Matko, matko, matko...
Laffy...
Zaraz się chyba rozpłynę... :serduszka: :milosc:
Matko, matko, matko...
Laffy...
Zaraz się chyba rozpłynę... :serduszka: :milosc:
kToSiEk- Liczba postów : 939
Join date : 30/03/2008
Age : 30
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
ajć, cudne! :milosc:
przez atmosferę, którą stwarzasz gdy oni są razem, sama czuję mrowienie
przez atmosferę, którą stwarzasz gdy oni są razem, sama czuję mrowienie
Dorota_Girl- Liczba postów : 2444
Join date : 28/03/2008
Age : 31
Skąd : six feet from the edge.
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Laffy! Super!
:brawa:
czekam na dalszą część..
Nathaniel...
Ciekawi mnie kim jest...
:brawa:
czekam na dalszą część..
Nathaniel...
Ciekawi mnie kim jest...
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
No.... Przy Fine Frenzy dokończyłam szósty odcinek... Bo wiem, że w ciągu tego tygodnia, już tyle czasu nie będzie ^^ ;*
6.
-Tato? -Eileen przerwała panująca w salonie ciszę. Pan Evans delikatnie uniósł głowę znad gazety i spojrzał na córkę.
-Tak?
-Słuchaj... -dziewczyna nie wiedziała jak powiedzieć to, co od dłuższego czasu leżało jej na sercu. Jeszcze parę godzin temu stała z Nathanielem w ogrodzie, stał tak blisko niej.... A później w mgnieniu oka zniknął.
-WIerzysz w istnienie czegoś.... czego nie da się.... wyjaśnić?
Pan Evans zsunął z nosa okulary i spojrzał zdziwiony na córkę.
-O czym ty mówisz?
-A nic ważnego... -westchnęła. Ta rozmowa byłaby bez sensu. Wszystko, co ostatnio miało miejsce, było w jakiś sposób pozbawione sensu.
Nie rozumiała tego, co się dzieje, nie poznawała samej siebie, swoich myśli, uczuć, które wzbudzał w niej ten tajemniczy chłopak. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego, kiedy jest blisko niego, czuje się taka... szczęśliwa? Taka wolna, pozbawiona wszelkich zmartwień? A kiedy go nie ma, tak jak w tej chwili,czuje się dziwnie samotna?
-Eileen, coś sie stało? -ojciec dziewczyny odłożył gazetę na stolik i spojrzał zaniepokojony na córkę. Wiedział dobrze, w jakim stanie była, tuż po śmierci matki, i teraz, w chwili gdy zdawało się, że wraca już do normalnego życia, bał się, że depresja znów powróci. A sam miał już dość bezradnego spoglądania na cierpienie dziecka.
-Nie, wszystko w porządku... -dziewczyna powoli podniosła się z fotela i skierowała w stronę schodów.
-Eileen... -zatrzymała się na chwilę- Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać...
-Tak, tak -uśmiechnęła się- Wiem.
Deszczowa pogoda, wiatr, zimno.... Nic nie powstrzymało Eileen od spaceru na swoją łąkę. Wytrwale maszerowała, rozbryzgując wokół wodę w kałużach, aż w końcu mijając zakręt, znalazła się na swoim miejscu. Nawet paskudna pogoda nie pozbawiła go uroku. Eileen nie zważając na rozmokłą ziemię doszła do tego drzewa, i tylko stanęła obok niego. Siadanie w takiej chwili byłoby nierozsądne, dlatego tylko wyciągnęła przed siebie dłonie i dotknęła mokrej kory. Szorstka w dotyku, dawała jej pewne ukojenie. Właśnie teraz przypomniały jej się chwile, tuż po pogrzebie, kiedy stawała dokładnie w tym miejscu, i wściekła, rozżalona, z poczuciem osamotnienia opierała się całym ciałem o pień i zjeżdżała dłońmi w dół. Zadrapania na delikatniej skórze były dla niej symbolem cierpienia, chociaż sama do konca nie potrafiła pojąć jego sensu.
Teraz tylko stała, i spoglądała w mokrą, popękaną korę.
-Przeziębisz się -uslyszała nagle jego głos. Nie odwróciła się, stała nadal nieruchomo, wciąż opierając się o drzewo...
-Co ty tutaj robisz w taką pogodę? -zapytał.
Nadal nie odpowiadała. Bała się, że palnie znowu jakieś głupstwo... Że kiedy coś powie, i odwróci się, on znów zniknie.
Przymknęła na moment oczy, a kiedy je otworzyła, stał naprzeciw niej, pod drugiej stronie pnia. Wyglądał dokładnie tak jak ostatnio, z tym, że teraz mokre kosmyki włosów lepiły mu się do skóry, co bynajmniej nie pozbawiało go uroku. Eileen wpatrywała sie w niego zauroczona, aż w końcu spuściła ręce i odezwała się:
-A ty? Co tutaj robisz?
-Czekałem -uśmiechnął się i zbliżył o krok. Znów dzieliło ich kilkanaście centymetrów. Deszcz zebrał na sile, uderzał ciężkimi kroplami w ich twarze, Eileen czuła, że jej kurtka zaczyna przemakać, jednak nie była
w stanie dłużej myśleć o tym.... jakże przyziemnym fakcie.
-Dlaczego mnie śledzisz? -zapytała, chociaż wcale nie czuła zgorszenia.
-Nie śledzę... Po prostu idę tam.... gdzie podpowiada mi serce...
-I to serce zawsze kieruje cie w moją stronę? -zapytała, czując że Nathaniel z niej kpi.
-Serce nie sługa -podsumował, i odwrócił się plecami, tak, by oprzeć o drzewo. Eileen straciła go z oczu, dlatego szybko obeszła pień i z ulgą stwierdziła, że chłopak nie zniknął. Skrzyżował ręce na piersi i wystawił twarz na deszcz. Przymknął oczy odchylił nieco głowę do tyłu, tak, że krople spływały po jego skórze, muskając każdy fragment twarzy.
-Ciągle mi znikasz... -wypomniała mu.
Nie odpowiedział.
-Dlaczego? Dlaczego w ogóle podchodzisz, rozpoczynasz rozmowę...? -nie ustępowała.
-Czasami... trzeba wyczuć odpowiedni moment... -odpowiedział zdawkowo unosząc powieki. Nie dała się jednak zwieść temu błękitnemu, hipnotyzującemu spojrzeniu:
-A dzisiaj? Kiedy znikniesz?
-Sam nie wiem -zaśmiał się.
-Więc dzisiaj... To ja zniknę -powiedziała, i szybko zwróciła się w stronę ulicy. Szła szybko, żeby oprzeć się pokusie powrotu, chciała coś sprawdzić. Chciała się przekonać, czy Nathaniel za nią pójdzie, chociaż ta decyzja nie była łatwa. Samowolnie rezygnowała z jego towarzystwa...
Kiedy już doszła do ulicy, nadal była sama.
Pozwolił jej odejść...
Zacisnęła mocno powieki, ale nie odwróciła się. Poszła prostu przed siebie...
"Dobrze, ze pada deszcz..." pomyślała, mijając po drodze ludzi...
6.
-Tato? -Eileen przerwała panująca w salonie ciszę. Pan Evans delikatnie uniósł głowę znad gazety i spojrzał na córkę.
-Tak?
-Słuchaj... -dziewczyna nie wiedziała jak powiedzieć to, co od dłuższego czasu leżało jej na sercu. Jeszcze parę godzin temu stała z Nathanielem w ogrodzie, stał tak blisko niej.... A później w mgnieniu oka zniknął.
-WIerzysz w istnienie czegoś.... czego nie da się.... wyjaśnić?
Pan Evans zsunął z nosa okulary i spojrzał zdziwiony na córkę.
-O czym ty mówisz?
-A nic ważnego... -westchnęła. Ta rozmowa byłaby bez sensu. Wszystko, co ostatnio miało miejsce, było w jakiś sposób pozbawione sensu.
Nie rozumiała tego, co się dzieje, nie poznawała samej siebie, swoich myśli, uczuć, które wzbudzał w niej ten tajemniczy chłopak. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego, kiedy jest blisko niego, czuje się taka... szczęśliwa? Taka wolna, pozbawiona wszelkich zmartwień? A kiedy go nie ma, tak jak w tej chwili,czuje się dziwnie samotna?
-Eileen, coś sie stało? -ojciec dziewczyny odłożył gazetę na stolik i spojrzał zaniepokojony na córkę. Wiedział dobrze, w jakim stanie była, tuż po śmierci matki, i teraz, w chwili gdy zdawało się, że wraca już do normalnego życia, bał się, że depresja znów powróci. A sam miał już dość bezradnego spoglądania na cierpienie dziecka.
-Nie, wszystko w porządku... -dziewczyna powoli podniosła się z fotela i skierowała w stronę schodów.
-Eileen... -zatrzymała się na chwilę- Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać...
-Tak, tak -uśmiechnęła się- Wiem.
Deszczowa pogoda, wiatr, zimno.... Nic nie powstrzymało Eileen od spaceru na swoją łąkę. Wytrwale maszerowała, rozbryzgując wokół wodę w kałużach, aż w końcu mijając zakręt, znalazła się na swoim miejscu. Nawet paskudna pogoda nie pozbawiła go uroku. Eileen nie zważając na rozmokłą ziemię doszła do tego drzewa, i tylko stanęła obok niego. Siadanie w takiej chwili byłoby nierozsądne, dlatego tylko wyciągnęła przed siebie dłonie i dotknęła mokrej kory. Szorstka w dotyku, dawała jej pewne ukojenie. Właśnie teraz przypomniały jej się chwile, tuż po pogrzebie, kiedy stawała dokładnie w tym miejscu, i wściekła, rozżalona, z poczuciem osamotnienia opierała się całym ciałem o pień i zjeżdżała dłońmi w dół. Zadrapania na delikatniej skórze były dla niej symbolem cierpienia, chociaż sama do konca nie potrafiła pojąć jego sensu.
Teraz tylko stała, i spoglądała w mokrą, popękaną korę.
-Przeziębisz się -uslyszała nagle jego głos. Nie odwróciła się, stała nadal nieruchomo, wciąż opierając się o drzewo...
-Co ty tutaj robisz w taką pogodę? -zapytał.
Nadal nie odpowiadała. Bała się, że palnie znowu jakieś głupstwo... Że kiedy coś powie, i odwróci się, on znów zniknie.
Przymknęła na moment oczy, a kiedy je otworzyła, stał naprzeciw niej, pod drugiej stronie pnia. Wyglądał dokładnie tak jak ostatnio, z tym, że teraz mokre kosmyki włosów lepiły mu się do skóry, co bynajmniej nie pozbawiało go uroku. Eileen wpatrywała sie w niego zauroczona, aż w końcu spuściła ręce i odezwała się:
-A ty? Co tutaj robisz?
-Czekałem -uśmiechnął się i zbliżył o krok. Znów dzieliło ich kilkanaście centymetrów. Deszcz zebrał na sile, uderzał ciężkimi kroplami w ich twarze, Eileen czuła, że jej kurtka zaczyna przemakać, jednak nie była
w stanie dłużej myśleć o tym.... jakże przyziemnym fakcie.
-Dlaczego mnie śledzisz? -zapytała, chociaż wcale nie czuła zgorszenia.
-Nie śledzę... Po prostu idę tam.... gdzie podpowiada mi serce...
-I to serce zawsze kieruje cie w moją stronę? -zapytała, czując że Nathaniel z niej kpi.
-Serce nie sługa -podsumował, i odwrócił się plecami, tak, by oprzeć o drzewo. Eileen straciła go z oczu, dlatego szybko obeszła pień i z ulgą stwierdziła, że chłopak nie zniknął. Skrzyżował ręce na piersi i wystawił twarz na deszcz. Przymknął oczy odchylił nieco głowę do tyłu, tak, że krople spływały po jego skórze, muskając każdy fragment twarzy.
-Ciągle mi znikasz... -wypomniała mu.
Nie odpowiedział.
-Dlaczego? Dlaczego w ogóle podchodzisz, rozpoczynasz rozmowę...? -nie ustępowała.
-Czasami... trzeba wyczuć odpowiedni moment... -odpowiedział zdawkowo unosząc powieki. Nie dała się jednak zwieść temu błękitnemu, hipnotyzującemu spojrzeniu:
-A dzisiaj? Kiedy znikniesz?
-Sam nie wiem -zaśmiał się.
-Więc dzisiaj... To ja zniknę -powiedziała, i szybko zwróciła się w stronę ulicy. Szła szybko, żeby oprzeć się pokusie powrotu, chciała coś sprawdzić. Chciała się przekonać, czy Nathaniel za nią pójdzie, chociaż ta decyzja nie była łatwa. Samowolnie rezygnowała z jego towarzystwa...
Kiedy już doszła do ulicy, nadal była sama.
Pozwolił jej odejść...
Zacisnęła mocno powieki, ale nie odwróciła się. Poszła prostu przed siebie...
"Dobrze, ze pada deszcz..." pomyślała, mijając po drodze ludzi...
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Boskie... :serduszka:
Lockit- Liczba postów : 1943
Join date : 18/05/2008
Age : 28
Skąd : Bełchatów
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
ej Laffy.... ja tu wpadam po wiekach nieobecności cała aż drżąca, że zaraz poczytam sobie tyyyyyyyyyyyyle tego Twojego cuda a tu jeden odcinek?! jeden. krótki. odcinek?! WTF?!
ehhhh ja chce więcej bo to cudne jest no.... :baaa:
ehhhh ja chce więcej bo to cudne jest no.... :baaa:
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Bo to było tak:
pisałam, pisałam.... Patrzę.... Coś krótkie.... Przeczytałam....
I doszłam do wniosku, że to jest fatalne, wiec lepiej to zostawić.... I może następnym razem będzie coś lepszego i dłuższego :lol2:
No i tak jakoś wyszło xD
pisałam, pisałam.... Patrzę.... Coś krótkie.... Przeczytałam....
I doszłam do wniosku, że to jest fatalne, wiec lepiej to zostawić.... I może następnym razem będzie coś lepszego i dłuższego :lol2:
No i tak jakoś wyszło xD
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
boskie.
to 'coś' między nimi :serduszka:
to 'coś' między nimi :serduszka:
Dorota_Girl- Liczba postów : 2444
Join date : 28/03/2008
Age : 31
Skąd : six feet from the edge.
Re: COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO.
Aaaj...
Czemu tak krótko?
Czemu tak krótko?
kToSiEk- Liczba postów : 939
Join date : 30/03/2008
Age : 30
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
sweetthink :: W duszy każdej istoty drzemie artysta. Ktoś musi go tylko obudzić... :: Opowiadania :: by Laffy
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|